gry lose/owe (5): Przemoc znaczona przygodą

Piotr Puldzian Płucienniczak

Starzy ludzie, których życia zmieniły się w cykle procesora, mówią: „Czas spoważnieć”. Czy jest coś poważniejszego niż poranna rozgrywka w Brutal Dooma? Nie, jesteśmy właśnie w samym sercu powagi. Kawa jest dla tchórzy. Zacznę inaczej: człowiek powiedział mi pewnego wieczoru, że źle przetłumaczono tytuł tej książki, on nie powinien brzmieć Jądro, ale ciemności Serce. I że on to zrobi lepiej. Tak, być może, zapewne, dobra. Jesteśmy gdzieś między sercem a jądrami powagi, w jej tłustych i ciemnych trzewiach.

 

☠ ☠ ☠

„Ten, kto czyni z siebie bestię, pozbywa się cierpień człowieczeństwa”, tak twierdzi przynajmniej doktor Johnson. Wyobraź to sobie.

 

Sergeant Mark IV - ''Recurring Nightmare level pack for Brutal Doom''

 

Jest rok 1993, grudzień, komety prażą bezlitośnie niebiosa, a w podziemiach uniwersytetu Madison szatańska sekta łączy się z najbardziej plugawym serwerem sieci i stawia na nim dwa zbroczone krwią pliki jak znicze na krypcie. DOOM.WAD zawiera przedmioty niezbędne do skutecznego biwakowania nad jeziorem ekranu: potwory, rzeczy, flaki, które powstają po zetknięciu się amunicji z ciałem, sympatyczne apteczki i niebezpieczne beczki, schody, drzwi, ściany, przygodę. W skrócie: tematy kluczowe. Plik DOOM.EXE zawiera natomiast system operacyjny gry, jej dyszący w mroku silnik, żeliwne kości, na które naciąga się ścięgna rozgrywki, a następnie pokrywa płatem zdartej z niemowlęcia skóry. Pliki, dokonując mistycznego zespolenia w akcie odpalenia gry, przenoszą nas na Marsa, dzień dobry! Cześć, jak masz na imię? To potwór. A to broń. Ta broń broni Ziemian. Trudno powiedzieć, czy Doom obronił Ziemię, ale na pewno odstrzelił kilka mózgów, odrąbał tu i ówdzie ręce do roboty, pokazał nowe możliwości, zamknął kilka starych pomysłów. Znany i lubiany przez historyków „elektronicznej rozrywki” Ron Gilbert, twórca takich wątpliwych szlagierów jak Maniac Mansion czy The Secret of the Monkey Island, powiada przy kwaterce miodu, że Doom zgładził myślenie w grach komputerowych i zastąpił je bezrefleksyjnym refleksem. Czy jednak potrzebujemy myślenia? Być może kiedyś tak było, ale teraz nie mamy na to czasu. Kapitał tresuje szybkobieżne małpy. „Do szkoły miałem przez bagna”, myśli żołnierz patrząc na zegarek: oto pokolenie śmierć wita się z czaszką czasu.

Jesteś na Marsie, wyobraź to sobie:

„Śluza rozwiera się z sykiem i śliną. Pompa hydrauliczna odkłada na bok blokadę i portal staje się wolny dla przejścia. Dwie chwile dla bijącego serca. Dajesz krok w drapieżną rybę, mówił szaman, kiedy zaciągałeś się do kosmicznych sił szybkiego reagowania – to było pięć lat temu, trochę jednak się zmieniło w słonecznym powiecie galaktyki – teraz przeładowujesz karabin w dupie samego Diabła, a twoje szanse na powrót do tipi system ocenia na dwa przecinek pięć procent. Klamka zapada się pod ciężarem nerwów. Wróg. Po pierwszym strzale od głowy wroga odpada żuchwa, nos, kawałki kości policzkowych w pakiecie z zębem mądrości, zestaw spakowany w krew i naskórek. Druga kula wbija się w czoło i rykoszetem odbija się od wnętrza czaszki, by wyjaśnić gawiedzi pojęcie prania mózgu. Czy na Marsie podaje się żur w chlebie? Winchester poleca żur w chlebie w proszku podawany w czaszce. To jest właśnie ta chwila, o której mówili na poligonie, ale udaje ci się zachować racje żywnościowe w bukłaku brzucha. Dziwne, prawda? Ale człowiek przyzwyczaja się szybciej niż mucha. Patrzysz na zegarek, jest czas, jeszcze kilka dobrych minut. Pierwsza krew! Defloracja bestii. Bit ołowiu nadziewa istotę na flaki. Z otwartego w ten sposób otworu wypadają podroby, kabanos, cynaderki, kotlet mielony, ledwo utoczony stolec, gulasz z potwora, makaron tkanki chrzęstnej w czarnym kremie wątroby, sucha krakowska złapana w nelsonie przez polędwicę warszawską, zestaw na grilla dla miłośnika ofiar całopalnych. Jelita wiją się w limfie jak węgorz w płynie do akumulatora, chciałbym zamieszać w tym garnku uranową łyżką, myślisz patrząc na zegarek. Rytmiczne ciosy kolbą w głowę leżącej osoby: uraz mechaniczny tępym narzędziem, siniak, krwotok, ciasnota wewnątrzczaszkowa. Pacjent nie może otworzyć oczu. Pocisk, który przejdzie na wylot, jest mniej groźny od tego, który zostanie w ciele, więc strzelaj delikatnie, jak gdybyś kroił kociaka. Pionowe uderzenie piłą łańcuchową w kark powoduje rozcięcie klatki piersiowej, maszyna chrupiąc wdziera się w trzewia i zatrzymuje na siku w miednicy. Jak radzić sobie z obrażeniami narządów wewnętrznych na świeżo skolonizowanej planecie? Do odkażania zalecana jest wysoko zjonizowana plazma, której mamy akurat pod dostatkiem. Wszystko będzie dobrze, patrzysz na zegarek: czwarta dwadzieścia, tradycyjna pora potrawy, ziemia będzie ci talerzem, a ząb będzie ci sztućcem. Przegryzienie tętnicy szyjnej połączone z rozdarciem tchawicy, trudno mieć do kogoś zarzuty po utracie możliwości formułowania sądów. Jak to rozumieć? Potwór otwiera pokrywę skórną twojego fiata, lekko przedziera się przez tkankę tłuszczową, jamą brzuszna zaprasza na flaki. Uważaj! Nadmiernie mięsożerne istoty mogą nabawić się choroby uchyłkowej jelit, ale problemy te nie zajmują trupów. Następuje wytarcie ekranu, jak gdyby ktoś roztarł twój mózg po czarnej tablicy typowej dla hipsterskich lokali. Mniej więcej tak kończy się twoja kariera w siłach szybkiego reagowania. Nie zareagowałeś dość szybko? Finisz”.

Brzmi dobrze? Nie, nie do końca. Jeśli przyprzeć prawdę do muru, okaże się wkrótce, że Doom spróchniał i zgnił, a mięsiwo, którym mógł raczyć się woj Bolesława Chrobrego, smakuje dziś jak szyszak w oleju. Stary Doom sam stał się dziadkiem, jebnął przysłowiowym kapciem o równie przysłowiowy talerz pierogów. W tym miejscu następuje skok w przyszłość: w następnym odcinku brygada archeologów wykopie szkielet humanoida dwa na dwa metry, który zamiast dłoni ma miotacze napalmu, obok niego wciąż łypiąca płomieniami czaszka. Tego typu historie nie kończą się dobrze, jest to w końcu historia ludzkości. Reinstalacji założycielskiego aktu przemocy dokonał jednak młody metalowiec z Brazylii, któremu następnie odsłony witryny bić będą możni tego świata. Brutal Doom [online] do zardzewiałego poloneza atu dospawał zderzak nabity gwoździami, wysięgnik z korbaczem, wyrzutnię rakiet ziemia-ziemia, w miejsce silnika wsadził brudną bombę jądrową, zamiast kół są teraz cztery piły tarczowe. Gdybym robił coś zamiast życia, byłaby to gra w Dooma. Brutal Doom stanowi klamrę, która trzymała oczy bohatera książki o przemocy, i która trzyma teraz historię gier komputerowych poświęconych przygodzie przemocy.

 

 

Konstrukcja opisanego wyżej automobilu wskazuje, co nietrudno zauważyć, na pobocze gier wiolentnych, mianowicie na gry motoryzacyjne, a dokładnie te związane z wydziałem intencjonalnych wypadków komunikacyjnych. Aspirująca do prawa jazdy młodzież rozpoznawała problematykę rozjeżdżania przechodniów grając w Carmaggedon [YouTube], część nieco później złożyła dłoń do komunii zatytułowanej stare Grand Theft Auto, gdzie dziwnym trafem punkt bonusowy przypadał za likwidację członków sekt religijnych oraz sobowtórów Elvisa. Kolejne epizody GTA, Vice City i San Andreas (o następnych nie mówię, wiem tylko, że nie da się grać w „czwórkę” używając taczpada, o czym doniósł mi człowiek pijany daleko za granicę znanego nam prawa), do prymitywu przemocy dokładają złożone elementy rozwoju fabuły, które – pozwólmy sobie na moment szczerości przed śmiercią – pokrywają jedynie włosiem anielskim podstawowy kierunkowskaz zabawy. Rozpierdol samochodowy to częsta choroba kierowców dobrze znana z dróg miejskich i powiatowych, na których jedynie akcja „Znicz” broni człowieka i zwierzynę przez anihilacją w wyniku kolizji z kilkutonowym przedmiotem. Człowiek potrącony przez ciężarówkę przestaje być człowiekiem, lecz nie staje się bestią, stanowi raczej zbiór mięsa i kości roztartych o teflon asfaltu. Księga nakryta jest całunem, świecą i miedzianym odlewem rozbitego na drzazgi czaszkomózgowia. Mamy na ten temat dane statystyczne: większość wypadków kończy się śmiercią głowy rozbitej o szybę przednią, dlatego karły i dzieci częściej wychodzą z wypadków jedynie z powyłamywanymi nogami. To nie wszystko: kierowca również dostanie za swoje. Wyobraź sobie, że rozjeżdżasz nauczycielkę wychodzącą z liceum, później spierdalasz z miejsca wypadku, samochód malujesz na czarno, żeby ukryć plamy, wyłączasz silnik, kładziesz się do łóżka i zdychasz, bo od nadmiernej prędkości pękły ci jelita. Amerykański aktor umarł, kiedy serce po wypadku oderwało mu się z nerwów od żyły. To fakt! Znasz to? Popatrz, typowy polski kierowca jest pierdolniętym szajbusem, synem Orcusa na adrenochromie. Człowiek tak ma, człowiek musi dojebać, mówi przysłowie.

Upadek, film z roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego, Michael Douglas jako William Foster opuszcza samochód i idzie na urodziny rozłupując po drodze przypadkowe organy wewnętrzne i ścigania. Jego gest zwany jest po dziś dzień w branży „gestem postala”, bo to gry z serii Postal ustanowiły precedens w popularyzacji chamskiej, niepotrzebnej przemocy. Większość bywalców cyfrowej ulicy nie posiada broni, szczęśliwie dysponujesz arsenałem łopat, kilofów, noży, mieczy, rewolwerów, pistoletów półautomatycznych, karabinów, urządzeń przeznaczonych do prowadzenia walki zbrojnej na skalę państw narodowych, wreszcie broni kwalifikowanej jako „broń inna”, ale ściekająca do jednej dziurki z tą zwykła. „Ziemia jest głodna. Jej serce bije ciężko i ledwo. Ziemia jest złakniona”. W poziomie specjalnym pierwszego Postala ustanawiasz ład w domu starców przy pomocy miotacza. Prawda jest jednak taka, że spopielenie ludzkiego ciała może zająć nawet trzy godziny (problem ten nie dotyczy niemowląt, których kremacja zajmuje tyle, co wypicie butelki pod blokiem). Mierzymy się więc z pewną dezynwolturą wobec rzeczywistych procesów anihilacji ludzkiej egzystencji. Nie w tym jednak rzecz. O ile pierwsza część gry zdobyła należne nagrody hejtu, w Postalu 2 jawny debilizm sytuacji zadziałał jak sprężyna: w miejsce na skandal publiczność wstawiła dzbanuszek sików, które w procesie gry wylewać można na arabskich terrorystów, ubite dzieci, psy, koty, warzywa i owoce. Niepoprawność polityczna ma target zbliżony do Korwina-Mikke, parafię kuców, ich kolegów i ojców. Metodę Postala rozjaśnia dobrze kurs wychowania w przemocy prowadzony przez znanego z Ha!artu magistra Klocucha:

 

 

Gdybyśmy chcieli podejść do problemu przemocy nie chronologicznie, lecz wedle czasu gry, zacząć musielibyśmy od neonowych bulwarów Miami roku 1985, gdzie wprowadza nas dyskietka Hotline Miami: przebrany za świnię młody człowiek uderza w mózg mafii kijem do golfa, po otwarciu szkatuły dzieli się punktem z wiernymi (fanami, takimi jak ja). Doom łapał konwergencję między barwnymi plamami wydzielin, cielesnym interfejsem oraz spożywczo atrakcyjnym odgłosem rozpadu, jednak to Hotline Miami doprowadza potrawę do ściany straceń. Przeciętny katolik nie może sobie zdawać sprawy, ile radości daje wiercenie dziury w głowie do dźwięków dreamwave'u, retro popu, new retro wave'u, synthwave'u, spacesynthu i synthpopu, IDM-u, acid house'u i innej skaczącej po mózgu zarazy. Rzeczywistość ma wymiar psychedreniczny: pięć konfucjańskich przemian zostaje przez artystę przedstawione jako pies albo człowiek najpierw trafiony w łeb cegłą, a następnie obity stalowym prętem. W nieodległym, ale jednak innym miejscu (mianowicie DRUGI-m Nośniku Rozdzielczości Chleba) opowiadam o tym, co przemoc elektronowa potrafi zastąpić. Pierwszy odcinek Hotline Miami zastąpił mi życie matrymonialne, rodzenie dzieci i ZUS, nadchodzący drugi – wiem to – wejdzie w miejsce pracy zawodowej, pożytków z myślenia, szeroko pojętego życia społecznego, spotkań z życzliwą młodzieżą na Błoniach krakowskich podczas światowego zjazdu młodzieży. Co, gdyby można było do nich strzelać przez jedną noc w roku?

 

 

Wcześniej uważałem, że Brutal Doom jest najlepszy, a później, że Hotline Miami, ale tak naprawdę obie są najlepsze, są rodzeństwem, ROMusem i RAMulusem XXI wieku, a przy okazji kuzynostwem cyberżulerstwa na podkładzie z frustracji. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego jednoosobowe popołudnia mijają wśród krwawych pikseli? Gotyckie „krzywdzę każdego, kogo spotykam”, znajduje pełną realizację. Pięść sama zaciska się na myszce, „aż bieleją knykcie”, kiedy do mózgu wpływa informacja o poziomie siana w stodole, o perspektywie rozwoju kariery naukowej i artystycznej, o powodzeniu kontaktów międzyludzkich i tych mnogich niewyjaśnionych sprawach między młodymi ludźmi, którzy poważnie traktują swoje zobowiązania wobec ciała. Przemoc jest nagrana na drugiej stronie dyskietki z trudnością dostępu do środków postkoitalnych i stabilnych dochodów: czarna żółć koncentruje się w dolnych stanach mózgu i upuszcza przez palce na ekran. „Jego (kogo?) twarz zazwyczaj wskazuje na to, że mocno się zastanawia, mało tam jest uśmiechu, raczej zaciśnięte usta i szczęki oraz zmarszczone czoło” (źródło wiedzy). To ja, kiedy gram. Godzina na Błoniach wśród studentek Uniwersytetu Rolniczego wymieniona w kantorze na baterię do jonizatora plazmy w bazie na planecie Tei Tenga. Tego rodzaju nędzne decyzje określają jednostki choleryczne, w skrytości własnych owrzodziałych serc przeżywające porażki swoje i systemu społecznego. Nisko przetworzona przemoc, mocna przygoda, siatka foliowa z odciętym palcem i paczką zapałek. Las. Hałda, a obok niej śmietnik. Pokolenia zmieniają się jak grzyby – obecne wyrastają na kapeluszach poprzednich. Tyle pamiętam z religii. Młodzież odchowana na gnojowicy nie doceni frustracji targającej pokoleniem frajerów transformacji, niekoniecznie jest tak na pewno, ale taka jest prawda. Czy tylko nam (komu?) dany jest los na taką mizerną skalę? Wydaje mi się, że można szukać skojarzeń między fenomenem transformacji ustrojowej, pierwszym komputerem na komunię oraz następującą później frustracją, ale nie jestem tego pewien. Czy moja biografia może stanowić wskaźnik jakiś poważniejszych procesów cyberspołecznych? Jesteśmy tylko pikselami wielkiej bitmapy, parzymy herbaty w metalowych kubkach, a przemoc wali się na nas jak niebo na Gallów z komiksu o Asteriksie. Trudno jednak być pewnym porównania jako takim. Może lepiej, żebyśmy spotykali się jednak w innych okolicznościach?

 

* * *

Do bukietu cyfrowych obrażeń można dokładać tulipany zła wedle upodobania, bo każda niemal gra komputerowa opiera się o zadawanie krzywdy jak soja o tyczkę. Gry RPG to trening ludobójstwa w wykonaniu bohatera praworządnie dobrego, żądza prawa cechuje bowiem najgorsze ścierwa, jakie zmuszona jest nosić Matka Ziemia. Strzelanki, opus magnum staniarskiej kultury strzelania do dzieci i policyjnej przemocy, kwitną na podlewanym żółcią gruncie powszechnej niechęci. W strategiach mord zbiorowy na wrogim narodzie uzasadnia potrzeba zdobycia surowca: ropy, kości słoniowej, many albo złotych naszyjników. Sport profesjonalny i wyczynowy, wyścigi konne, szachy, Mario rozdepcze łeb żółwia, ale ten przegryzie mu piętę, rozwiązaniem problemu nie będzie nigdy – jak mógłby sobie życzyć rażony śmiertelnym kacem poeta – zażycie paczki relanium, lecz rzezanie bliźnich nożem sprężynowym, rzucanie w nich gównem, oblewanie ich kwasem, lanie im w gardła benzyny, a później wkładanie im w usta cygara, wyłupywanie im zębów, kopanie głowy, aż pęknie na puzzle, trzymanie im kończyn we wrzątku, rozszarpywanie kleszczami. Ostatni gryzie piach i robi to dosłownie: po odrąbaniu żuchwy siekierą ciało pada bezwładnie na trawnik przy stacji benzynowej, gdzie stanowić będzie teren tarła dla dżdżownic. Skoro już to wszystko wiemy, wiemy też, że nie sposób w jednym wartym kilkadziesiąt złotych (sic!) tekście upchnąć całej przemocy dostępnej na dyskach i w czaszkach, jest to praca u zarania skazana na uwiąd. Zamiast kompendium powstała tandetna broszurka wpychana frajerom pod sklepem rybnym, w dodatku oznaczona już pleśnią smuteczku. Na więcej jednak – powiedzmy to szczerze – brak nam uwagi, nerwów i czasu, siły woli, pieniędzy i miłości własnej. Ostatecznie tematyka gier komputerowych nie jest aż tak interesująca, wszystkim się można wkurwić, nawet tym zasranym felietonem, którego nie chce mi się pisać, ale nie wiem, co miałbym robić innego.

 

☠ ☠ ☠

Końcówka. Tekst ten służy czemuś innemu, niż mogłoby się wydawać przy pierwszym ciosie, inne siły szepczą jego strofy w amfiteatr piekła, cel jego odsłania się bowiem raczej w poprzek niż wzdłuż pastwisk czasoprzestrzeni. Choć nie widać tego na żaden rzut oka, wszystkie wyłożone wyżej retoryczne wybroczyny, które wystrzeliły w eter niczym biel z dobrze ściśniętego pryszcza, kierują naszą rozproszoną uwagę w stronę przykurzonej i stęchłej alkowy zwanej Literaturą. Rzecz jasna, nie mam zamiaru zajmować się Literaturą, byłoby to hańbiące dla młodego mężczyzny, któremu w głowie bardziej przygoda i przemoc, niż kanapa i kościół. Skoro w zdrowiu na umyśle przebrnęłyśmy przez krwawą riwierę Dooma i wypoczęliśmy na wiadukcie w Miami, wiemy już, że od gier komputerowych można wymagać znacznie więcej niż tylko podkładania gnojom z gimbazy nocnika. W przyszłym odcinku będziemy konfrontować potwory i litery, dungeons and dramas.

☠ ☠ ☠

Piotr Puldzian Płucienniczak (ur. 1987) – pismak, artysta cybernetyczny i logiczny. Prosi o „Zdrowaś Maryja”.

• • •

Czytaj także:

• • •

Piotr Puldzian Płucienniczak – prezes Najwyższej Izby Kontroli. Jego debiutancka telenowela gry lose/owe ukaże się nakładem Korporacji Ha!art za dwa tygodnie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information