gry lose/owe (1): Plik transformacji ustrojowej
Rozpoznanie wpływu transformacji ustrojowej PRL → 3RP na rynek tak zwanej rozrywki elektronicznej (której poświęcę niniejszy cykl kilku [max 13] płatnych felietoników), a przez to na kulturę w znaczeniu szerszym oraz na stan ducha ludzkiego, rozpocząć wypada od historii firmy PcNet (Kościuszki 82, polecam), która wyodrębniła się z PHU „MAPASOFT” istniejącej od roku 1985 w Krakowie na Rynku Komputerowym. Jej początki sięgały czasów Atari, Commodore C-64, Amigi i komputerów PC. Obecnie świadczy usługi typu Serwis Komputerowy, Serwis Laptopów i Komputerów w Krakowie. Zaprasza do korzystania ze swoich usług ciągle w tym samym miejscu od 25 lat.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych kierownik zakładu, pan Mirosław (który wymyślił, między innymi, hasło do mojego netu: fortepian) przekazuje nadzór nad PcNetem swojemu pracownikowi, panu Andrzejowi, a sam udaje się do Petroinformu, czyli firmy, której tradycje sięgają roku 1970, kiedy jako przedsiębiorstwo państwowe kompleksowo utworzyła i obsługiwała największą wtedy w Polsce sieć komputerową zakładów Zjednoczenia Przemysłu Rafineryjnego i Petrochemicznego „Petrochemia”. Zmiany w strukturze gospodarki i prywatyzacja firmy zmieniły charakter firmy. Zachowując wieloletnie doświadczenia z odpowiedzialnych instalacji komputerowych, usług informatycznych i serwisowych na rzecz przemysłu stała się firmą oferującą całą gamę nowoczesnych usług związanych z komputerami i internetem. Pan Mirosław rozpoznał nadciągający upadek rynku maszyn 16-bitowych i potęgę netu = sukces, gratulacje. Niemniej budynek Petroinformu/Petrochemii na 3 Maja będzie niedługo wyburzany w pizdu, nie ma czego oglądać, ludzie wynosili z niego jakieś przedmioty, ochroniarz odesłał mnie do diabła. Inną zupełnie, a może tą samą sprawą jest, że Petroinform jest jedynym oraz najgorszym dostawcą sieci na dzielni. Czuć jesienny swąd palonej historii.
Do rzeczy: rządowe ścierwa i ich niewolnicy lubią powtarzać komunikat, w jakim to wolnym od władzy i niewoli kraju żyjemy dzięki ich czcigodnej aktywności w ruchu „Solidarności”, który przy pomocy słynnego Papy strącił wózek komunizmu na śliskie kamienie. Nie powinniśmy jednak wierzyć specjalistom, dopóki nie poznamy ich mocodawców. „Każden młody człowiek, który chce poznać jakieś tematy, zamiast słuchać pedagoga, winien sam wyjść w teraz i zbadać ją sam albo z kompanią” – wiedziony tym aforyzmem z mądrej książki przystąpiłem do badania problematyki transformacji ustrojowej na grywalnej bitmapie.
Wejdźmy w gry. Diachronicznie rzecz ujmując, na pierwszy strzał wpada Solidarność wyprodukowana przez California Dreams, twórców, między innymi, Vegas Gambler. Przypadek? Solidarność jest bez podręcznika totalnie niezrozumiała, wysyła się jakichś załogantów na różne plenery, nie wiem, tu są jakieś pięści, tutaj jakieś pieniądze od CIA, maszyna drukarska musi zostać przewieziona do innego województwa, tego rodzaju opowieści, mechaniki złożonej jak kulisy obalenia Olszewskiego nie zdołałem nawinąć na zwój mózgowy. Jest stan wojenny, niby trzeba działać, grudnia trzynastego roku pamiętnego obrodziły dyski z łona DOS-owego, ale nie wiadomo, jak. Człowiek z „Wyborczej” wie i mówi, że to wspaniałe, co ma mówić? Za to mu płacą. Chuj, po kilkunastu minutach morderstwa z obrzydzeniem odrzucam materiał, nie da się, won. Zresztą o wilku mowa. Ostatnimi czasy wąsacze postanowili odświeżyć pomysł i wygenerować Solidarność: Menedżer konspiracji, co zresztą świetnie oddaje dokonane mielenie mózgów: rewolucyjny kołczing, młodszy asystent do spraw zamachu stanu, PR menedżerka odpowiedzialna za kontakty ze zbuntowanym garnizonem w Rzeszowie, przedsiębiorcza semantyka tego sortu. W każdym razie z tizera wyziera miernota.
Socjologiczny człowiek z zasadami Władysław Adamski mówi tak: nie Papa i nie Wałęsa obalili, tylko system się rozjebał sam i nie było na to siły. Dlatego też należy przełożyć się na spojrzenie systemowe, które oferuje prowadnica elektronowa o nazwie Crisis in the Cremlin. Kryzys na Kremlu jest naprawdę dobry. Jest świetny. Jako prezes ZSRR-u masz za zadanie uchronić system może nie od rozwałki, ale od niekontrolowanej rozsypki. Głód, bieda w podmoskiewskich wsiach, pucze wojskowe, nerwy, wojsku się nie podoba pogoda w Jekaterynburgu, secesje kolejnych republik, wolność prasy i działalności gospodarczej, katastrofy rurociągów na Syberii, amnestie dla więźniów politycznych – wszystkie te kamulce spadają na łyse głowy reformatorów. Netowa legenda głosi, że ludzie dociągnęli grę do okolic roku współczesnego (jest 2013), co w oczywisty sposób przeczy i pluje w twarz obrzydliwej zasadzie there is no alternative, promowanej swego czasu przez różnych dupków. Crisis in the Cremlin na sto realizuje zasadę losing is fun, więc stanowi grę autoteliczną, dobro wychwalane przez Arystotelesa.
(Jest jeszcze gra Pierestroika, działająca dziś w necie od kopa, która przedstawia żabę zjadającą piksele. Wikipedia rozjaśnia nieco rekwizytorium pojęciowe autora [drugi akapit], jeśli można to tak nazwać. Również na płaszczyźnie nawiasu umieszczam Gorby's Pipeline, stanowiącą metodę ocieplenia stosunków handlowych na linii Moskwa–Tokio [true story].)
Na bocznicy kolejowej Częstochowa Ostatni Grosz znajdujemy gry, które podejmują bitmapę transformacji od zaplecza, by nie powiedzieć „od dupy strony”, i czas przedstawić ich krótką listę. Po pierwsze, Franko, pozycja oczywista, opisywana w rozprawach habilitacyjnych i rzewnych wspomnieniach: pierwsze porachunki gangów i subkultur, uliczne sprawunki, Szczecin zimową stolicą bezdomnych, rozjeżdżamy skinheadów maluchem, bijemy policję i karateków, temat wypracowania: życie młodego człowieka w założycielskich latach Trzeciej RP.
Po drugie, Ubek, trzy dyski politycznego terroru na Amigę, tragiczna pozycja wyprodukowana przez znaną z niskiej jakości glutów kompanię Twin Spark Soft. Celem ubeka jest sabotaż elektrowni jądrowej na terytorium wroga przy pomocy użycia siły, co wydaje się być operacją nader skomplikowaną jak na siły wywiadu Polski Ludowej, lecz prawdy nie poznamy nigdy. BTW, kod Ubeka jest dostępny w sieci, więc każdy może sobie skompilować teczkę Wałęsy, ale nie widzę potencjału.
Po trzecie, legendarne wśród zgniataczy przygodówek (nie należę) KGB, gdzie powstaje klon Gorbaczowa i trzeba ogarniać trudne problemy związane z rozkładem ZSRR. Cechy charakterystyczne: w razie groźby bycia zesłanym do więzienia można sobie strzelić w głowę. Ponoć groza, przemoc, odstrzeliwanie oponentów politycznych, handel bronią, wyprzedaż majątku narodowego, ale nie grałem (tylko pobrałem i stoi w kilometrowej kolejce [pun intended, ha ha]), a w późniejszej reedycji grał Donald Sutherland.
Mało? Tak. Do maszyny dorzucam zatem mało interaktywny materiał w klimacie klasycznych „celowniczków” (noce nieprzegrane w McDog McCree), czyli Gra o wszystko, za pomocą której obcować możemy z przedstawicielem Reptilian na nasz kraj. Nazwanie tego grą to jednak przegięcie pały.
Na wyższym planie posunięcia Balcerowicza przedstawia natomiast niedawno wydany Neocolonialism przygotowany przez Subaltern Games, który wziąłem w early access i który zbiera wykładniczą liczbę wesołych recenzji, a ja ciągle nawet dobrze go nie rozegrałem. Ludzie mówią, że jest to źródło marksistowskiego dobra w świecie rozgrywek, co przekładam na przyjazną ocenę, ale można sprawdzić samemu za 10 dolców albo mnie poprosić o pożyczenie pliku, bo jest DRM free, wiadomka. W Neocolonialismie odtwarzamy sobie na tanim laptopie rozwalanie świata przez elitarne świnie: kupujemy głosy, robimy strefy wolnego handlu, żeby generować pieniądz, „restrukturyzujemy”, „modernizujemy”, wszystko to w konwencji planszówki przełożonej na monitor, co niektórych odrzuca, a niektórym robi ciepło pod czapką. Ostateczny cel: odłożenie jak największej ilości kasy na szwajcarskim koncie. Brzmi znajomo? Tak. Oh, and the map is upside down!
Przypominam też (wielokrotnie), że po włączeniu własności prywatnej i pieniądza w Dwarf Fortress gra się tragicznie jebie: zamiast ogarniać fortecę i wykonywać fajne rzeczy, dwarfy biegają w tę i z powrotem nosząc monety (dwarf może nieść jeden przedmiot naraz, niektóre rzeczy kosztują wiele przedmiotów będących monetą, rozumiesz). Lepiej grać pierwotny komunizm, do podobnych wniosków prowadzi zresztą ta i owa rozgrywka w Civilization, o czym wie każdy lewak, a prawaki mordolą się na feudalismie albo bankrutują moralnie na liberalismie. Komunizmów jest zresztą więcej w grach, ale to innym razem. Kapitaliści precz z Polski i zewsząd.
PS. Plik ten jest efektem nieśpiesznych badań przeprowadzonych w trakcie produkcji gry Transformator, którą planowałem wypuścić jak przysłowiowego pawiana z klatki w czasie premiery pierwszego Nośnika Rozdzielczości Chleba, ale nie zdążyłem, sprawa mnie przerosła, nie było na to czasu, zresztą nie ma już czasu na nic i nie jest to przypadek (patrz wyżej). Transformator polegać miał na wcieleniu się w jednego z opisywanych w tym oto zaczynowym odcinku gier lose/owych chamskich bandytów i wesołym likwidowaniu zakładów pracy w rytm klasycznej muzyki z amigowych dem, co służyłoby nabijaniu punktacji będącej zarazem wskaźnikiem bezrobocia (i poziomem trudności, być może, ale jak to dobrze zrobić?). Może kiedyś, kiedy już Polska będzie bardzo bogata, a my szczęśliwi, skończę Transformatora w wielu wolnych chwilach i utworzymy na jego bazie ogromny ruch społeczny, który obali „republikę kolesi” i ustanowi nowy sprawiedliwy ład społeczny w miejsce tego wiecznie zamkniętego sklepu monopolowego. Może kiedyś się uda / cześć, spotkamy się właśnie tam.
Poglądy autora nie są tożsame z poglądami reakcji.
• • •
Czytaj także:
- Piotr Puldzian Płucienniczak - gry lose/owe (5): Przemoc znaczona przygodą
- Piotr Puldzian Płucienniczak - gry lose/owe (4): Nikt nie chce grać w Polskę
- Piotr Puldzian Płucienniczak - gry lose/owe (3): Winter games
- Piotr Puldzian Płucienniczak - gry lose/owe (2): Być wszą, być władzą
• • •
Piotr Puldzian Płucienniczak – bezrobotny, młody i względnie atrakcyjny mężczyzna. W obecnej sytuacji prowadzi dzienniczek gracza pod adresem http://trashgaming.tumblr.com.