Im więcej się człowiek napoci nad tekstem, nawysyła do przybytków małych lub dużych, tym większa szansa, że gdzieś go przyjmą – przynajmniej tak się autorowi wydaje. Wysyła więc i czeka, odbywa rozmowę, którą dokładnie relacjonuje. I tutaj zaczyna się głośny problem z urynkowieniem literatury oraz – ten nieco bardziej ukryty, lecz równie ważny – z ego początkującej autorki.
W szóstej godzinie pracy, czwartego dnia infekcji o nieznanym podłożu, Justyna wywraca się z gulgotem, razem z krzesłem, na posadzkę hipermarketu obok kasy numer 9 i wpada w silne drgawki. Przerażony klient, 62-letni rencista z drugą grupą inwalidzką, pochyla się nad bulgoczącą kasjerką, która w międzyczasie oddaje mocz i stolec do założonego prewencyjnie pampersa. Rencista próbuje reanimacji metodą znaną mu z lekcji przysposobienia obronnego.
Zacząć można od tego, że Polska to biedny kraj. Biedny nie tylko w ekonomicznym tego słowa znaczeniu. Biedny, bo nikt się tutaj nie cieszy się z czegokolwiek, a jak już się cieszy, to zazwyczaj z cudzej krzywdy. Uuu, jaka dołująca wizja, pani Anno, przecież wcale tak nie jest. Założyć jednak trzeba, przynajmniej na czas czytania tego tekstu, że tak właśnie jest. Że nie jest wesoło, a przygnębiająco, stawki za godzinę są niskie, pogoda niesprzyjająca.
Pan minister nieustannie powraca do aktualnych statystyk i wrzuca je do sieci bez żadnego komentarza. Żąda jedynie faktów. Tak, jakby nie mógł się od nich uwolnić, jakby nękało go poczucie, że gdzieś w tych raportach znajdzie odpowiedź, choć pewnie sam nie wie, jakie pytanie rozbrzmiewa w jego udręczonej duszy. W dzisiejszym świecie tylko cyfry gwarantują prawdziwą informację, a dane stanowią niepodważalną wiedzę o rzeczywistości.
Stworzenie cyborga w Ghost in the Shell budzi skojarzenie z procesem rękodzielniczym, nie stoi jednak na przeszkodzie pytaniu o automatyzację tego rodzaju biologicznej reprodukcji. Wkrótce konstatujemy, że mózg należał do ofiary wypadku. Skojarzenie fabryki z ludzkim łonem oraz skojarzenie procesu produkcji z porodem zastępuje wtedy myśl o wiele upiorniejsza: oglądaliśmy nie narodziny, a budzenie żywego trupa; nie łono, a futurystyczne zamczysko Frankensteina.
W Polsce wciąż dominuje dyskurs obciążający edukację seksualną winą za przedwczesne ciąże i niebezpieczne zachowania seksualne, absolutnie nie rozpatrując jej samej jako remedium na te, spowodowane prawdopodobnie jej brakiem, okoliczności. Większość badań dotyczących edukacji seksualnej dowodzi, że skutkuje ona opóźnieniem inicjacji seksualnej, zmniejszeniem częstotliwości kontaktów seksualnych oraz liczby partnerów, a także stosowaniem skuteczniejszych zachowań prewencyjnych.
Problem Bound nie polega więc na tym, że wykracza poza granice naszego rozumienia „gry”, wręcz przeciwnie: główną porażką Staniszewskiego wydaje się właśnie to, że Bound tego rozumienia w ogóle nie zmienia, tkwiąc ostatecznie mocno w rozpoznawalnym gatunku, rozpoznawalnej konwencji. Falkowska twierdzi, że autor używa określeń gra, niegra i gra-doświadczenie wymiennie, ponieważ świadom jest „niejasnego statusu” swojego dzieła. Problem jednak w tym, że status Bound w ogóle nie jest niejasny.
Agata Duda-Gracz jest i piękna, i utalentowana – ja się tak nie bawię! Proszę się zdecydować. Ja na przykład jestem tylko piękny. A ta i napisze, i ubierze, i udekoruje, i zrobi z aktorami, że będą mieć ciastko i będą jeść ciastko, i sama się odstawi na premierę tak, że majtki przez głowę: black velvet od szyi po ziemię. Umieć pisać, ale jeszcze umieć włożyć to aktorom w usta – nie za dużo dobrego? Oczywiście tylko się droczę, I know a good show when I see one.
Engelking uświadomił mi jedno – pisarstwo mężczyzn, dziś, jest impotencją. Piszę to z pewną dozą goryczy, gdyż sam jestem mężczyzną. Nie mogę jednak pojąć, jak to się dzieje, że w tak skomplikowanej rzeczywistości, jaką dziś mamy, większość panów nie potrafi znaleźć języka, który byłby zaiste elastyczny. Niemalże każdy lubi przytaczać swoje młodzieńcze dyrdymały – jedni ziny, drudzy hip-hop, trzeci strofy Mickiewicza. Albo jak Engelking – „wielką prozę”. Ale co z tego?