Zjednoczone Siły Królestwa Utopii [fragment 1]

Dariusz Orszulewski

Z Martą widywaliśmy się dość regularnie, co chwilowo i na swój sposób mnie uskrzydliło.

– Dzieje się coś dziwnego. Ja naprawdę zaczynam więcej rozumieć po angielsku. Są oczywiście momenty, że nie rozumiem nic a nic, ale coraz częściej rozumiem całe zdania. Nie tylko kontekst, ale całe zdania. Dla mnie to postęp.
– Super. – Marta pokiwała wymownie głową.

Przypomniała mi się powszechna opinia, że nauka obcego języka w szkołach czy na kursach jest stratą czasu. Najlepiej wyjechać do innego kraju i starać się mówić. Gramatyka przyjdzie w swoim czasie. Z moją gramatyką było fatalnie. To, co nazywałem umiejętnością komunikacji, było zlepkiem wyrazów. Anglicy wykazywali wręcz nadludzką cierpliwość, wsłuchując się w mój twardy akcent, niepoprawną wymowę i polską składnię. I nawet jeśli śmiali się za moimi plecami, to nigdy nie dali mi tego odczuć. Raz Neil powiedział mi nawet coś, co bardzo mnie zaskoczyło:

– Mam do ciebie szacunek. Jako człowiek i jako Anglik. Bo widzisz, my, Anglicy, jesteśmy cholernymi ignorantami w kwestii języków obcych. Nie chcemy się uczyć i oczekujemy, że inni dopasują się do nas. Ty komunikujesz się w dwóch językach, a ja w jednym.

Tymi kilkoma prostymi zdaniami mój szef zmienił moje nastawienie i sprawił, że doceniłem sam siebie. Tamtego dnia wracałem z pracy podbudowany i radosny, jakbym co najmniej dostał podwyżkę, jeśli nie awans. W pewnym sensie zresztą awansowałem.

W drodze do stacji metra codziennie mijałem niewielki kontener z zaparkowanym przed nim jeepem z napisem „efekty specjalne”. Zawsze mnie to intrygowało, ale nigdy nie miałem śmiałości wejść do środka. Tamtego dnia nie miałem oporów. Wszedłem, przedstawiłem się i powiedziałem, że wepchnęła mnie tu ciekawość. Dwóch chłopaków, gdzieś w moim wieku, powitało mnie serdecznie i zaczęliśmy rozmowę. Nie mieli zbyt wiele pracy. Czekali na rozpoczęcie zdjęć do filmu gdzieś w Szkocji. Zajmowali się wystrzałami i eksplozjami. Kiedy kula trafia człowieka, a w jego kurtce zostaje dziura, to jest to ich zasługa. Kiedy eksploduje samochód czy wysadzone zostają tory kolejowe, to też ich robota. Tak mi się to spodobało, że zacząłem ich wypytywać o więcej szczegółów.

– Robimy też czasem efekty dla BBC czy przy okazji jakichś koncertów. Niektóre zespoły chcą fajerwerki na scenie. Takie tam pierdoły. Ale generalnie czekamy na kolejne filmy.

Kiedy powiedziałem, że jestem z Polski, jeden z nich, Jon, uśmiechnął się i klepnął mnie przyjacielsko po ramieniu.

– Mam narzeczoną Polkę. Czeszcz, jak szie masz?

Zaskoczył mnie, rzecz jasna. Nagle poczułem się, jakbym ich znał od lat.

– Czym się zajmuje twoja dziewczyna?
– Ma małą firmę jubilerską. I kończy tu studia. Ma na imię Ifona.
– Iwona.
– No mówię, Ifona. Ona też mnie poprawia. – Jon znów się zaśmiał.

Drugi z nich, John, tylko z pozoru był mniej rozmowny. Zapytał mnie o futbol. A jakże inaczej? W tym czasie w Liverpoolu bronił Jerzy Dudek, który cieszył się sporym szacunkiem Anglików.

– Grasz w piłkę? – zapytał.

Nie grałem od piętnastu lat, ale pomyślałem, że szkoda byłoby zerwać tak świetnie rozpoczętą znajomość, więc odparłem, że i owszem, grywam.

– Masz czas w przyszły wtorek?
– Pracuję do czwartej. Tu, obok.

John rzucił we mnie piłką, która leżała na ich roboczym biurku wśród papierów, butelek i narzędzi.

– To przyjdź tutaj zaraz po pracy i stąd pojedziemy na mecz. Chcesz ochraniacze?

Nie rozumiałem, po co miałbym zakładać ochraniacze. Kiedy jako chłopcy kopaliśmy piłkę na podwórku, nikomu się one nie śniły. A gdyby nawet ktoś je miał, to i tak by ich nie założył, bo to obciach, niepotrzebny szpan. John jednak powiedział to tak naturalnie, jakby częstował mnie batonem.

– Mogą ci się przydać.

Ta uwaga Jona trochę mnie zaniepokoiła, ale ponieważ obaj natychmiast wybuchli śmiechem, uznałem ją za świetny żart.

 

W domu wiało nudą i wszyscy zaczęliśmy się rozmijać. Myśl, że stworzymy rodzinną atmosferę, okazała się płonna. Niewątpliwie wpływ na to miał kryzys związku Keiko i Jara, choć i Artura widywałem coraz rzadziej. Z drugiej strony każdy z nas miał swoje plany i nie widziałem w tym nic nadzwyczajnego. Atmosfera w DYN-ie była zupełnym przeciwieństwem tej domowej, toteż mimo zmęczenia i dość niewdzięcznej pracy polubiłem to miejsce. Dokuczały mi tylko niegojące się dłonie, w które wcierałem coraz większe ilości kremu.

Po ostatnich doświadczeniach z językiem z jeszcze większą ochotą zagadywałem Martina. Zresztą odnosiłem wrażenie, że jemu te „lekcje” angielskiego bardzo odpowiadają. Wiedział już, żeby mówić wolno, żeby powtarzać i szukać wyrazów zastępczych. Największą przyjemność sprawiało mu uczenie mnie przekleństw i cockneya, czyli tutejszego żargonu.

– Wyjaśnię ci to na skróty. To łatwe. Kiedy mówisz „hot”, połykasz „h” i prawie nie wymawiasz „t”. Ot.

Kiedy to mówił, wydawało mi się to łatwe.

– Ot – powtórzyłem, prawie opuszczając „t”.
– Nie. Ot.
– Ot.
– Źle. Ot.
– Ot.
– Nie. Teraz spróbuj powiedzieć, że woda jest gorąca. Nie wymawiasz „t” w „water”.
– Ot łoer – powiedziałem.
– „R” też nie wymawiasz. Ot łoe.

Chłopcy z sąsiednich stanowisk, przysłuchując się naszej rozmowie, mieli dobrą zabawę. Paradoksalnie ten ich życzliwy śmiech dodawał mi zapału. Czułem wsparcie i postęp większe niż w koledżu, toteż śmiałem się razem z nimi. Pewnie to sprawiało, że cieszyłem się większą sympatią niż Bartek, który bez wątpienia pracował więcej i ciężej. Kiedy do mnie podchodził, zawsze mówił po polsku, podczas gdy ja z uporem maniaka odpowiadałem mu angielszczyzną.

– Bartek, w pracy mówimy po angielsku, a w drodze do domu po polsku.
– Czego ty się boisz?
– To nie strach. Chodzi o naukę. A nawet o zwykłą kulturę.
– To niech oni nauczą się po polsku! Czemu ja mam się do nich naginać?
– Bo oni są u siebie.
– Jak chcą, żebym u nich pracował, to muszą to zrozumieć.
– To nie oni chcą. To ty prosiłeś o tę pracę, pamiętasz?

• • •

CZYTAJ NASTĘPNY FRAGMENT

• • •

Kontakt w sprawie egzemplarzy recenzenckich: jakub.baran@ha.art.pl

• • •

Więcej o książce Zjednoczone Siły Królestwa Utopii Dariusza Orszulewskiego w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art

Zjednoczone Siły Królestwa Utopii w naszej księgarni internetowej

• • •

Dariusz Orszulewski

(1973) Debiutował książką Ssaki się leczą (Lampa i Iskra Boża 2003). Opublikował również Schab od Armaniego (2005), Ostatni tramwaj dla śpiących za miastem (2010) i Jezus nigdy nie był aż tak blady (2013). Identyfikuje się z poetyką liberatury. Mieszka w Anglii.

Czytaj dalej

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information