Symulując lokację (2)

Kinga Raab

Cykl relacji z wycieczek przy użyciu Google Street View. Turystyka tania, gdzie medium jest biletem i wizą, a przygoda/brak przygody ma swój adres internetowy. Podróż przez Rosję przerywana wyjazdami do innych części świata i spacerami po najbliższej okolicy.

 

 

Symulując lokację (2)

 

Wygląda na to, że PAC-MAN się tu nie pobawi. Im dalej w las, tym więcej drzew.

Trwa podróż na zachód. Przede mną szeroka droga; takiej sobie życzyłam włączając kompa. Teren jest zagęszczony akwenami, ale nikt się nie kąpie. Pasą się krowy. Idę na spacer w stronę zakładu przechowywania materiałów rozszczepialnych. Pogoda jest ładna. Uralski Okręg Przemysłowy z lotu ptaka przypomina granitową płytę nagrobkową.

 

Czelabińsk

Czelabińsk jest miastem wybranym. To tutaj dwa lata temu spadł meteor sprzedany później na ruskim allegro albo przetopiony na medale olimpijskie. W tamten wyjątkowy dzień bomże segregowali zbierany surowiec. Do jednej reklamówki puszki, do drugiej meteoryty. Jestem na miejscu przed całą tą akcją. Puszki leżą, niebo jest czyste jak łza komsomołki (Lawenda 15 g, Werbena 15 g, Woda kolońska „Las” 30 g, Lakier do paznokci 2 g, Płyn do płukania ust 150 g, Lemoniada 150 g).

 

 

Nie mogę sobie zagrzać miejsca. Pcham się w ciasne uliczki, szukając guza. Placówkę pocztową opuszcza osoba w czerwonych spodniach kreszowych i białej kurtce zdobionej przy użyciu technologii haftu komputerowego sierpem, młotem i napisem „RUSSIA”. Kręci się po osiedlu. Rosja to niebezpieczny kraj i trzeba uważać na każdym kliku. Tak mówią. Osoba załatwia jakieś sprawy, spotykam ją ze trzy razy po tej stronie mapy, aż w końcu znika z pola widzenia. Matuszka Rassija nosi dres i cekinową torebkę. Trzyma w niej kwitki.

 

 

Ktoś z ręką w gipsie łapie stopa, ale sama jadę stopem, więc mogę się co najwyżej popatrzeć, jak łapie tego stopa tą ręką w gipsie. Mijam dworzec w kształcie statku kosmicznego, galerię handlową w kształcie piramid i hotel w kształcie bloku. Nawet domofon został. Przed wejściem do klatki schodowej dobudowano krużganek. Jakaś baba zapadła się w barierce jak w wygodnym fotelu. Przecznicę dalej chłop zrobił to samo. Czas wolny na posiłek. Wyciągam z szuflady konserwę turystyczną.

Herb Czelabińska wygląda jak paczka cameli z tym wielbłądem w tarczy. Centrum miasta to europejska stolica Uralu: tania odzież z Moskwy, chemia z Petersburga, mikroprzedsiębiorstwa z branży rozrywka. Stoję przed samoobsługową maszyną do chiromancji CHIROMANT. Interfejsy nakładają się. Odcisk kciuka na taczpadzie nie wróży niczego dobrego, fusy na dnie kubka wskazują porę na kawę. CHIROMANT. Spadł u was meteoryt, a wy nawet nie potraficie na tym zrobić biznesu, żeby do was marszrutkami z całego okręgu przyjeżdżali? Jak w Rosswell wylądowało UFO, to całe miasto przedefiniowano, nawet na szyldzie z nazwą jest dopisane: „Goście mile widziani”. A wy nie widzielibyście mile meteorytów? – pytam nie wiem kogo.

 

 

Jest tak nudno, że odkrywam, że mogę iść dość szybko. Klikam szybko, jestem Korzeniowskim internautów. Mijam budynek szkoły, jakieś dzieci grożą mi plastikowymi pistoletami. Byłam tu wczoraj. Mam déjà vu, déjà trouvé, déjà visité i veni, vidi, vici.

Docieram na Wolę Justowską Czelabińska. Kamienne lwy strzegą fundamentów pod posiadłości kredytobiorców. Warownie Nowych Ruskich, cytadele wpływu, fortece decyzyjności i fasady woli. Nad garażem sterczy Baszta Spasska z wgniecionym w świeży beton zegarem. Mur wysoki na dwa metry, kostka brukowa, monitoring, a przed wjazdem mamy szlaban. Nasz mały kreml. Mercedes zakonserwowany lepiej niż Lenin. Jak Wołodia wraca z pracy, to mu kurant gra.

 

 

Wraz z Google wybieram się za miasto, by odwiedzić klimatyczne zakątki z dala od wielkomiejskiego zgiełku i codziennych zmagań. Pierwszy postój na stacji paliw, kolejny na poboczu, za późnomodernistycznym pustostanem przy wylotówce. Na ścianie, na wysokości wzroku, napisano markerem: „ZA RUŚ”. Osiągam szok kulturowy.

 

 

Berezniki

Ruszam za samochodem przemieszczającym się slalomem. Kierowca zna teren i może sobie pozwolić na drobne, nazwijmy to, odchyły. Wcale tak nie uważam, dlatego skręcam w prawo, żeby nie narażać wirtualnego bytu. Klikam piątą godzinę, jest strasznie nudno, mijam garażowiska śmieci, na szczęście trafiam na dzikie gruzowisko. Obraz się zacina, podróże kształcą.

Jestem na terenie zalewowym. Na granicy Europy i Azji, między młotem a kowadłem, ciszą a ciszą, herbatą a wódką. W miejscowości pojawiła się gigantyczna dziura, ale nie pochłonęła żadnego życia, ponieważ Berezniki są odznaczone cudownym Orderem Czerwonego Sztandaru Pracy, przyszpilonym do jednego z budynków. Czytam słupy i drzewa. Co się dzieje na mieście, gdzie jest dyskoteka, po ile gruz, jak wygląda kot, który zapadł się pod ziemię. Jest lipiec 2012. Nigdzie nie widzę tego kota, nie szukam go specjalnie; jeśli na niego trafię w 2015 roku, to i tak będzie już pozamiatane.

 

 

Połowa dzielnic w tym miasteczku jest rozpieprzona. Mijam mnóstwo ludzi, wielu z nich ubranych w dżins. Lubią tu dżins. Ludzie.

– Mieszkacie w Bereznikach. Co czujecie, gdy tak chodzicie po tym zwykłym mieście, do którego nic nie sprowadza, nawet jeśli macie wielki lej krasowy?
– Czy to prawda, że nie jesteście targetem reporterów z całego świata?
– Czy macie to w dupie? Tak.
– Czy lubicie robić zakupy w sklepie z odzieżą dżinsową DWÓR? Tak.

We wioskach dominuje kolor niebieski. Niebieska blacha falista, niebieskie płoty, niebieskie framugi, niebieski sajding. Tę zapadniętą w fosie ładę na sprzedaż też pomalowano już wysięgnikiem na niebiesko, żeby nie wystawała poza całokształt. Niebieskie banery z modernizacją, prywatyzacją, technologią, telekomunikacją, gazpromem. Dlaczego Rosja musi być takim blue screenem? Zatrzymuję się pod szkieletem czerwonej gwiazdy przymocowanym drutem do latarni ulicznej na słowo honoru. Błąd systemu. Idę spać.

 

 

Kysztym

Teren jest niebezpieczny. W pobliżu miały miejsce trzy katastrofy jądrowe. Grozi nam napromieniowanie i śmierć, na szczęście bez większego kłopotu dostajemy się do zony.

Naprzeciwko Domu Kultury Metalurgów znajduje się pomnik czołgu. Są kwiaty, palą się świeczki. Czołgom należy się wieczny odpoczynek. Nie po to całe życie ciężko pracowały, niejedno przeszły, nieraz wojnę, żeby im za to lampki nie zapalić, należycie rabatków nie przeplewić. Pod pomnikiem promieniotwórczości też coś kwitnie. Rosja usłana jest różami pod posągami bohaterów rewolucji i likwidatorów awarii.

 

 

Przesuwamy się z Marksa na Lenina. Spotykamy pracowników opuszczających zakład pracy. Liczymy lampasy na spodniach. Brand kosztuje, a skórzana katana i kaszkiet są już niemodne. Zmierzamy w stronę parkingu, gdzie zaparkowane są ich samary z naklejkami logotypu ulubionej marki na przednich lusterkach. Wędrujemy po osiedlu. Uwagę zwraca przystrzyżony trawnik. Co to kurwa jest? Ameryka? Na szczęście zwalony słup nakazuje odwrót.

Znajdujemy się przed pamiątkową plandeką reklamową klubu nocnego REAKTOR. „W każdy pierwszy piątek miesiąca Nostalgie w każdą sobotę Fresh Night Resident Night Mieszkaniec Nocy Face Dress Control Drugs: 600-302-325” – czytamy.

O katastrofie już dawno zapomniano. Zresztą, czy to ważne, komu dopiekło, skoro i tak świat dowiedział się o tym 30 lat później? Tu się żyje jak u Allaha za piecem. Nawet meczet jest, a wokół jeziora ciągnie się chodnik i kamienny murek. To niedobrze. Nie reprezentujecie tym samym biedy. Nawet biedy nie macie wystarczającej, żeby o was wspominano – mówię nie wiem komu.

Mieszkańcy Kysztymia mają po 5 palców u każdej dłoni. Przeżyliśmy. Los nakrywa nas kocem termoizolacyjnym, każdy z uczestników otrzymuje certyfikat potwierdzający wizytę.

• • •

Symulując lokację – spis odcinków

• • •

Kinga Raab (1988) – rosjoznawczyni, tłumaczka, zamieszkała w Runecie. Lubi chodzić, siedzi na street view. Tymczasowa emigrantka.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information