W imię ludu, wobec przegranej. Literatura i rewolucja

Krzysztof Wołodźko

Kilka fraz zapamiętanych jeszcze z podstawówki czasów Polski Ludowej, chyba już z przypisu, podręcznikowej reminiscencji: „Boże coś Polskę!... modlą się do cudu, / Zwłok jej szukają w wiedeńskich traktatach... / A Ona żywa drży w więziennych kratach, / Pod szubienicą, w bohaterstwie ludu”. Po wielu latach – bardziej świadomy powrót do tego wiersza autorstwa Gustawa Daniłowskiego (1871–1927): socjalisty, niepodległościowca, uczestnika rewolucji 1905 roku, Legionisty, który rozstał się z Polską Partią Socjalistyczną po uchwale Rady Naczelnej PPS z maja 1927, potępiającej Józefa Piłsudskiego.

Nie będzie to biografia poety i pisarza. Ale refleksja, która rośnie latami, tworzona z pamięci spraw większych i drobnych, takich jak te kilka wersów, zapamiętanych z lat osiemdziesiątych XX wieku; która sięga jeszcze tamtego podręcznika do języka polskiego, dawno gdzieś przepadłego, po części słusznie, jako nie do końca prawdziwy. Zamyślenie nad duchami radykałów, nad nimbem rewolucji społecznych a zarazem niepodległościowych, nad ich odniesieniem do spraw ludu. Wreszcie ta refleksja jest jeszcze jedną próbą uchylenia choćby lufcika, odświeżenia dusznej atmosfery liberalno-konserwatywnego wzorca polskości i obywatelskości à la III Rzeczpospolita. Wszystko w odniesieniu przede wszystkim do jednego momentu historycznego, w którym Daniłowski współuczestniczył i który – poprzez literaturę – przetwarzał w symbole. Mowa o rewolucji 1905 roku.

W obszernej pracy naukowej poświęconej artyście Grażyna Legutko wskazuje, że jego wiersze „wielokrotnie poruszały problematykę wyzysku robotników, buntu uciskanego ludu, jego bezimiennego bohaterstwa, zagadnienie »nowego ładu« społecznego, który się zdobywa »wśród mąk i boleści«”1. Boże, coś Polskę… jest najsłynniejszym wierszem Daniłowskiego łączącym w jedno walkę społeczną, proletariacką/ludową i narodowowyzwoleńczą. Kanwą historyczną i ideową wiersza są trzy toposy. Początkowy to wiernopoddańczy hymn religijny, którego sens krnąbrny naród odmienił w czasie powstania listopadowego. Dalej, akcja pod Rogowem z 8 listopada 1906, kiedy to Łódzka Organizacja Bojowa PPS pod kierownictwem Józefa Montwiłła-Mireckiego dokonała udanego napadu na carski pociąg pocztowy. Warto dodać, że to wydarzenie w znacznym stopniu przyczyniło się do nieco późniejszego rozpadu PPS na frakcje niepodległościową i internacjonalistyczną (mówiąc w dużym skrócie). Trzeci topos odsyła do Hipolita Kopisia, lubartowskiego chłopa, członka OB PSS, który za udział w rewolucji 1905 roku został uwięziony w X pawilonie warszawskiej Cytadeli i skazany na śmierć przez powieszenie. Prosił, by go rozstrzelać, by umarł śmiercią żołnierza. Wyrok ostatecznie zmieniono na dożywotnią katorgę.

Stanisław Brzozowski w artykule Literatura polska wobec rewolucji tak komentował wiersz Daniłowskiego: „Polska żyje w czynach bohaterskich mas robotniczych, rozpaczliwym męstwie jednostek”. Słowa z innej epoki, które nie tylko dzisiejszych gimnazjalistów mogą przyprawić o znaczny dysonans poznawczy. Hipolit Kopiś umarł także w popularnej pamięci Polaków – nie ma choćby hasła w Wikipedii. Bo myśl radykalno-społeczna, która przez dziesięciolecia zaborów stanowiła jedno z najważniejszych źródeł ocalenia polskiej tożsamości, została z premedytacją usunięta na margines naszej kultury. Jeśli radykalizm – to nacjonalistyczny, jeśli kwestie społeczne – to sprowadzone do akcji charytatywnych urządzanych przez „dobroduszną klasę średnią”, Kościół i Jurka Owsiaka. Jeśli odniesienie do ojczyzny – to tylko sprowadzone do narracji płytko postsolidarnościowej, a coraz częściej mocno endeckiej.

Historycznie ma to uzasadnienie – w znacznym stopniu zrozumiały resentyment wobec Polski Ludowej, która przecież do naszych tradycji rewolucyjnych i narodowowyzwoleńczych podchodziła w bardzo selektywny sposób, wynikający z wszelkich dwuznaczności tej epoki. Drugą przyczyną, o wiele nam bliższą, jest jednak kulturowy porządek peryferyjnego kapitalizmu. Tu nie ma miejsca na bunt, ponieważ jest on niebezpieczny dla społeczno-gospodarczego status quo. Wszechobecny konformizm wobec władzy kapitału nazywa populizmem wszystko, co mogłoby zbudzić milczące społeczeństwo.

Wróćmy do socjalisty-poety. Punktem odniesienia – zarówno w wymiarze twórczym, jak i ideowym oraz dziejowo-narodowym – były dla niego postaci Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego oraz bardzo żywa, także rodzinna pamięć powstania styczniowego. Jakkolwiek odniesienia do martyrologii mogą budzić znużenie i obawę przed szantażami moralnymi stróżów prawoskrętnej tożsamości „umęczonej ojczyzny”, pozwolę sobie na istotny cytat. Otóż w swojej twórczości „Daniłowski przedstawia typ polski męczeński, niepoprawny romantyzm uczucia, który dziada na bój, ojca w podziemia konspiracji socjalnej, a przeszedłszy z krwią na dziecko, nie pozwala jemu także oddzielać wygodnie poezji od życia”2. Warto tu jeszcze wspomnieć o wpływach literackiej szkoły pozytywizmu, Marii Konopnickiej i Elizy Orzeszkowej, wreszcie o długoletniej znajomości ze Stefanem Żeromskim (uformowanej także przez wspólną pracę społeczną i instytucjonalną). Dodajmy do tego bliskie kontakty z Aleksandrem Świętochowskim – od końca lat dziewięćdziesiątych XIX w. Daniłowski drukował w „Prawdzie” swoje pierwsze wiersze, a później pracował w założonym przez „papieża polskiego pozytywizmu” Towarzystwie Kultury Polskiej.

Dziedzictwo dwóch wieszczów oraz podwójnie historyczne (społeczne i rodzinne) doświadczenie walki o niepodległość Polski i prawa ludu zaważą na literaturze, publicystyce, aktywności publicznej twórcy „Jaskółki”. W grudniu 1898 roku był w gronie współtwórców PPS-owskich obchodów stulecia Mickiewicza, zainicjowanych przez Józefa Piłsudskiego. I podobnie – poprzez toposy narodowe i rewolucyjne – odczytywał poezję Słowackiego, w kluczu charakterystycznym dla tamtego pokolenia niepodległościowej lewicy. Tak pisał o autorze Grobu Agamemnona: „ten duch, wieczny rewolucjonista – rozumiał, że Polska nie może trzymać się tradycji przeszłości. Ojczyznę […] starał się odzierać ze staroświeckich przesądów”. Znamienna jest wizja radykalnych społecznie, podwójnie wyzwoleńczych celów literatury, znana choćby z namiętnych ataków Brzozowskiego na Henryka Sienkiewicza, a odrzucona i skomentowana w kolejnym pokoleniu (poetów) słynną frazą Lechonia: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę”.

I wreszcie rewolucja 1905 roku. Jej wieloznaczność świetnie oddaje wspomnienie lewicowego publicysty Jana Krzesławskiego: „1 listopada 1905 r. zaimprowizowano zebranie […]. Przyszli socjaliści, przyszła i Narodowa Demokracja. […] Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. Świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. – Patrzcie – mówił – jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy”3.

Dla Daniłowskiego czas rewolucji lat 1905–1907 to wytężona praca propagandowa, kwestowanie w ramach Centralnego Komitetu Wykonawczego PPS i coraz bliższe kontakty z Piłsudskim, choćby poprzez pracę w ramach Oddziału Bojowego PPS. I wreszcie Wiedeń w roku 1906: IX zjazd PPS, który doprowadził do podziału na PPS-Lewicę i PPS-Frakcję Rewolucyjną (Daniłowski opowiada się za tą drugą). Po powrocie do Warszawy – sześciotygodniowe aresztowanie, postępująca gruźlica. „Zimno w Pawiaku dokucza nieznośnie” – pisał do Żeromskiego w lutym kolejnego roku. Zatem kuracja, problemy finansowe związane z wydatkami na leczenie – wszystko znane z portretów ludzi tamtych lat. Wreszcie już w 1908 roku poeta rozpoczyna pracę „w specjalnej komisji historycznej Wydziału Bojowego PPS, powołanej przez Piłsudskiego dla zbadania przebiegu akcji bojowej w Bezdanach”4. Dodajmy do tego publicystykę: uprawianą na łamach „Robotnika”, „Trybuny” i pracę w wydawnictwie Spółka Nakładowa „Książka”, którego siedziba mieściła się na krakowskim Rynku Głównym, w lokalu numer 44, a które współtworzyli między innymi Żeromski, Andrzej Strug, Zofia Nałkowska, Władysław Orkan.

Wydarzenia rewolucji roku 1905 wpisały się na dobre w twórczość Daniłowskiego. Kilka lat później pisał w noweli Przechodzień: „W czasach tych istotnie rodziły się nowe poglądy, przetwarzały się dusze, rozrastały się siły, uczucia stawały się podniosłe, bliźni bliźniemu bliższy, ludzie gotowsi do ofiar i niepowszednich czynów”. Rewolucja to czyn heroiczny, czyn ludowy, który ma zarazem wspólnych, jak indywidualnych bohaterów. Dla Daniłowskiego z zasady istotniejsze są konkretne postacie. Brzmią tu echa znanego sporu ideowego, historycznego, socjologicznego, dotyczącego także zagadnień z dziedziny filozofii polityki: czy rewolucja opiera się na swojej awangardzie, czy raczej na masach? W zbiorze o prowokacyjnym tytule Bandyci z Polskiej Partii Socjalistycznej (1924) zawarte są szkice dokumentalne, wśród nich zbeletryzowany opis zamachu na warszawskiego generała-gubernatora Skałona, biograficzna opowieść o Stefanie Okrzei i Józefie Mireckim, refleksje więzienne. Rzecz – znamienne – miała początkowo nosić tytuł Płomienni.

Bandyci… byli dziełem apologetycznym, pisanym po dziesięcioleciach dla uczczenia i przypomnienia PPS-owskiego czynu, także jako polemika z endecką narracją przedstawiającą opór czynny niepodległościowej lewicy jako bandytyzm. Ale wydana jeszcze w 1907 powieść Jaskółka5 oraz zbiór opowiadań W miłości i boju (1910) tworzą o wiele bogatszy w światłocienie obraz rewolucyjnych czasów. Ten pierwszy utwór, jak przypomina Bohdan Cywiński na kartach Rodowodów niepokornych, odsyłał wprost do dziejów Narodnej Woli, w znacznej mierze opartej właśnie na terrorystycznej pracy awangardy rewolucji – nikłej garstki rosyjskiej inteligencji zdolnej do sprzeciwu wobec samodzierżawia i społecznej niewoli.

Trud prometejskiego czynu nie jest łatwym zobowiązaniem. Grażyna Legutko stwierdza, że Daniłowskiego szczególnie interesowały w pierwszych latach po rewolucji 1905 roku te aspekty życia rewolucjonistów, które zmuszały do przejrzenia się źródłom porażki. Oto następne pokolenie buntowników oglądało nowe zwycięstwo carskiej Rosji i znaną przecież dobrze poprzednim pokoleniom Polaków „głuchą niemoc” przegranego społeczeństwa, w którym ton znów zaczęli nadawać zwolennicy najbardziej zachowawczej ugody i podporządkowania niesprawiedliwym stosunkom społecznym. Indywidualna przegrana rewolucjonistów, ściśle związana z upadkiem Sprawy, ma różne oblicza: od samotności przez śmierć samobójczą lub męczeńską po zaparcie się ideałów i zdradę. Ale wysoka była też stawka – spełnienie marzenia o „nowej Polsce, serdecznej macierzy górników, kowali i kmieci, o wiecznym przymierzu narodów […], o wolnym parlamencie na Saskim placu” (Jaskółka).

Brzozowski, który chciał widzieć w poecie-socjaliście człowieka zdolnego stworzyć „epopeję proletariatu”, miał powody do rozczarowania. Daniłowski oddał rewolucję tuż po jej upadku jako pokoleniową konieczność, która jednak chybiła celu. W pełnym czytelnych odniesień do Wesela Stanisława Wyspiańskiego artykule o zakamuflowanym historycznie tytule Sylwetka społeczeństwa po roku 63-im pisał: „nikt nie stanął na wysokości zadania. Póki kraj nasz cały przywalony był głazem potwornego ucisku, można się było łudzić, że pod tym przeklętym kamieniem tli się mnóstwo zapału […]. Gdy jednak zawierucha dziejowa zruszyła ten kamień, gdy się na chwilę odwaliło wieko grobowe, ujawniła się straszna tajemnica. Z trumny, zamiast rycerza o płomiennym marsowym obliczu […] wynurzył się z prawej strony chochoł z wiechą pawich piór, a z lewej wątłe szkielety organizacyjne, za słabe, by nadać odpowiedni pion ciążącym ku nim tłumom”6.

Ale choć słabość rewolucjonistów i przegrana rewolucji są faktem, to przecież czyn rewolucyjny jest ostatecznie czynem ludowym, powszechnym, który trwa jako mit. Walk nie toczono przecież o sprawy jednostek, ale w imię niepodległości Polski, na rzecz kwestii socjalnej. „Musi się zniszczyć – pisał Daniłowski we Wrażeniach więziennych z typowym dla siebie patosem – te mury wilgotne od łez, przesiąknięte krwią i cierpieniem”. Doświadczenie osobiste zła, rozterki moralne, krew na rękach – wynikające ze sposobów prowadzenia walki – są nie do uniknięcia tam, gdzie „spokój państwa” oparty jest na opresji, terrorze instytucji i przyzwoleniu na niesprawiedliwość społeczną. W tej sytuacji ideałów wolnościowych, ekonomicznych, politycznych nie można zrealizować przez kompromis, ale poprzez czyn zbrojny. To właśnie „bandyci z PPS” przyjęli na siebie odpowiedzialność za rewolucyjne prowadzenie walki, gdy endecja chciała „narodowego byle-trwania”.

Zorganizowany, poddany dyscyplinie sposób rewolucyjnego działania stał jednak jako tama wobec najniższych instynktów tłumu, które potęguje niepokój społeczny: „Nikt tak nie tępił i nie tępi bandytyzmu jak rewolucja, świadoma szkód, jakie przynosi podszywająca się pod jej hasła zbrodnia. Już po pierwszym strajku powszechnym w Warszawie, gdy […] wypuszczona na miasto zgraja zniszczyła witryny na Marszałkowskiej i rozgrabiła sklepy, krwawy chrzest w dzielnicach robotniczych sprawili im grabarze” (Wrażenia więzienne). To krótkie sprawozdanie zawarte na kartach dokumentalnego szkicu pokazuje rzecz niebagatelną: prosta dychotomia „heros kontra rewolucyjne masy” nie jest oczywista. To na świadomym swojego znaczenia i odpowiedzialności proletariacie, na „dzielnicach robotniczych” opiera się porządek i etos rewolucji, którą lud współtworzy jako podmiot, nie jako nieobecna fantasmagoria czy nic nieznaczący pretekst do przelewu krwi. Rewolucja 1905 roku była na ziemiach polskich czynem ludowym, możliwym poprzez zakorzenienie się w społeczeństwie samopomocy i samoorganizacji robotniczej, które swój organizacyjny kształt znalazły także w strukturach partii socjalistycznych.

Lektura Daniłowskiego nie należy dziś do najłatwiejszych. Literatura pełna patosu, martyrologii i kaznodziejskiego tonu zdecydowanie nie trafia w gusta czytelników. Ponadto w licznych symbolach, w konkretnych utworach artysta odwołuje się do zeświecczonych toposów chrześcijańskich (Gołębie świętego dziecka, Maria Magdalena), przez co kompletnie nie pasuje do pragmatycznych koncepcji społecznych (także dzisiejszych nurtów lewicy). Obecny u Daniłowskiego obraz Chrystusa jako patrona socjalizmu i rewolucji jako dzieła dogłębnie etycznego jest dla nas na ogół czymś nieczytelnym, względnie zrozumiałym jedynie poprzez świadomość historycznych i kulturowych uwarunkowań doktryn lewicy.

Mistycyzujący świat socjalizmu inspirowanego chrześcijaństwem dobrze wygląda dziś na półkach antykwariatu – to fakt. A jednak pewien jego rys – co do ducha, nie co do litery – wart jest docenienia. Myślę przede wszystkim o tym, co umyka nam łatwo w czasach „ideologii bez idei”: zakorzenienie socjalizmu w porządku etycznym jest koniecznością. Gdy przyjrzeć się uważniej historii poszczególnych nurtów lewicy, zobaczymy na ogół – obok marksowskich analiz gospodarczych i socjologicznych – zdecydowaną obecność refleksji etycznej jako spoiwa relacji międzyludzkich i jako źródła protestu. Lud socjalistów nie był nigdy tłuszczą, amorficzną masą także dlatego, że jego walka jest silnie naznaczona moralną troską o własną kondycję i warunki moralnego życia świata. Lud to idea etyczna, zakorzeniona w realnym doświadczeniu dziejowym. Także hagiograficzny rys nadawany bohaterom rewolucji 1905 roku przez Daniłowskiego już po latach nie był nadużyciem, ale apologetyczną opowieścią o ich rzeczywistym moralnym poświęceniu i zakorzenieniu we wspólnocie rewolucji i narodu. Notabene Hipolit Kopiś, socjalista, który żądał dla siebie rozstrzelania, był zarazem spośród uciemiężonego ludu i spośród zniewolonego narodu. A żądał dla siebie śmierci bojowca, co znów odsyła do etycznego porządku jego decyzji życiowych: „Lud polski uciemiężony, Polska w niewoli; wolności z dobrej woli nikt nam nie da, poszedłem więc z bronią ją zdobywać i należy mi się śmierć żołnierska, nie przez powieszenie, lecz przez rozstrzelanie”7.

Jest jeszcze jeden wątek „uwspółcześniający” Daniłowskiego, choć pewnie łatwiej go czytać poprzez analizy jego życia i twórczości niż wprost z kart literatury, którą zostawił. Otóż moment historyczny, w jakim się znajdujemy, w pewien nieoczywisty sposób przypomina sytuację po upadku kolejnych polskich zrywów, mimo że rewolucja „Solidarności” przyczyniła się do zmiany rodzimych realiów ustrojowych. Jednak okoliczności i przebieg transformacji doprowadziły do budowy coraz bardziej klasowego i niesprawiedliwego społecznie państwa, które petryfikuje się na naszych oczach. Przy okazji także nasza edukacja przyjęła kanony jak najdalsze od ideałów lewicy społecznej, a zdecydowana część społeczeństwa wybrała indywidualistyczne strategie przetrwania. Właściwie zniknęła klasa robotnicza, a ducha buntu spacyfikowały masowo brane kredyty, wysokie bezrobocie strukturalne, możliwość emigracji za chlebem i konsumpcja (także o pozorach kontrkulturowych) jako źródło życiowej realizacji. Lud, wielka nadzieja socjalizmu, uległ rozbiciu i zatomizowaniu, a tożsamościowe strategie sprzeciwu i „opowiadania gniewu” na naszych oczach przejmują spadkobiercy endecji.

A jednak tli się duch oporu, który – co także jest historycznie powtarzalnym zjawiskiem – znajduje swoje uzasadnienia przez powrót do źródłowych lektur, symboli i postaci. Niepokorni końca XIX i początku XX wieku wracali do wcześniejszej poezji, do wydarzeń, do mitów poprzednich pokoleń. Uwspółcześniali je i rzutowali w przyszłość. I my właśnie doświadczamy czegoś podobnego: na ogół mamy przeciw sobie instytucje publiczne i te rynkowe. A kto jest naszym sprzymierzeńcem? Otóż „wielcy wykluczeni” naszej rodzimej kultury: rewolucyjnej, prospołecznej, ludowej. Parafrazując znane powiedzenie: banki są wasze i gimnazja są wasze – ale książki i wiersze, i piosenki są nasze… Mogą być nasze, jeśli odświeżymy pamięć. Kapitał materii, ideologia instytucji kontra kapitał kultury – arcypolskie, rewolucyjne, romantyczne. Wciąż od nowa, choć zawsze inaczej.

 

1 G. Legutko, Niespokojny płomień. Życie i twórczość Gustawa Daniłowskiego, Kielce 2011, s. 177.

2 W. Feldman, Piśmiennictwo polskie 1880–1904, t. III, Lwów 1905, s. 178.

3 Wspomnienia o Stefanie Żeromskim, red. S. Eile, Warszawa 1961, s. 83–84.

4 G. Legutko, dz. cyt., s. 171.

5 Tom I dostępny pod adresem: http://www.polona.pl/item/927274/3/ [dostęp: 22 grudnia 2013].

6 Cyt. za: Wspomnienia, s. 201–202.

7 G. Daniłowski, W pięćdziesiątą rocznicę, „Krytyka” 1913, t. 37, z. 2, s. 81.

• • •

Krzysztof Wołodźko – publicysta, bloger (www.consolamentum.salon24.pl). Pisał i/lub pisze m.in. do „Trybuny”, „Życia Duchowego”, „Znaku”, „Gazety Polskiej Codziennie”, „Kontaktu”, portali Teologii Politycznej, deon.pl, ngo.pl. Uczestnik cyklu dokumentalnego „System 09” i „System: rewolucja Solidarności”. Członek Zespołu „Pressji”. Członek zespołu redakcyjnego „Nowego Obywatela”.

• • •

Tekst ukazał się w 44. numerze magazynu „Ha!art” (Wydanie ludowe)

Ha!art nr 44 - Wydanie ludowe w naszej księgarni internetowej

• • •

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information