Łukasz Orbitowski - Warszawiacy. Odcinek 12.

Niektórzy nic nie mają w swoich domach. Kosma nie miał nic naprawdę.
Okna jego klitki wychodziły na Wisłę, napęczniałą od deszczu, nabrzuszoną w brzegach. Statek-kawiarenka złożył parasole jak żagle. Przez czyściutką szybę kolory nabierały życia.

Przedpokój metr na pół, lśniący parkiet i trzy grube gwoździe wbite obok siebie na wysokości twarzy. Z jednego zwisała skórzana kurtka – bombka.
Ślepa kuchnia, czy raczej blizna po niej, ciemna dziurka niewiadomego przeznaczenia. Na ścianach widniały ciemne kontury po lodówce i kuchence. Jak kartki pocztowe od nuki. Ślad po szafkach był prawie niewidoczny, została tylko szarawa kreska, zagipsowane dziury. Zlew ocalał, odarty z szafki. Woda kapała do wiaderka. Kurek od ciepłej wody ukręcono. Obok miska, mydło, ręcznik, pasta do zębów. Lusterko, brzytwa, Brutal. Na niewielkim stole stał garnek, w nim taplało się pół kostki masła. Obok kiełbasa, musztarda. Trochę wódki.
Łazienka bez wanny, pralki, prysznica. W zamian równo ułożone spodnie, koszule i bluzy z defektów i secondhandów. Slipy z Rossmana, pakowane po trzy.
– Szykujesz się, niech mnie – rzekł Świętek.
Ułożyli Piotrka na podłodze. Świętek rozglądał się przez chwilę.
– Trzeba by mu coś dać pod głowę.
Pokój był mały, ogołocony i czyściutki. Patrząc w parkiet można by się ogolić. Gładź na ścianach i suficie. Goła żarówka, bardzo mocna. Aż w oczy szczypało to martwe światło. Prócz tego tylko karimata Kosmy, na brzegu parapetu leżała pełna popielniczka i chesterfieldy.
Kosma wrócił ze swetrem, wepchał go Piotrkowi pod głowę. Przypatrywali się chłopakowi z uwagą. Wyglądał na pogrążonego w głębokim, bardzo nieprzyjemnym śnie, jednym z tych w których umierają bliscy i szaleją potwory. Kosma uklęknął przy nim, przytrzymał ręce przy czole, pomiętosił mięśnie na karku, sprawdził puls. Świętek patrzył pytająco.
– No nie wiem – rzekł wreszcie – słyszałem, że goście czasem nawalają po przechodzeniu. Na początku gra gitara, a potem nie wiem, kurwa, widzą różowe słonie.
– Figura ma taką historię. Przyjdzie to nam opowie.
– Młody to wyzdrowieje od gadania. Po diabła żeś przytargał tę moczymordę?
– Jop mówił…
– Jezusie z Marią! To i Jop tu jedzie?
Zamilkli na chwilę, bo Piotrek wyprostował się gwałtownie, niby Dracula podnoszący się z trumny, rozejrzał się niewidocznym wzrokiem, nabrał powietrza i runął z powrotem w sen, aż się pokój zatrząsł. Świętek sięgnął po papierosa.
– Jestem za tym, żeby ruszyć z tym do Waligóry. Niech mnie cholera jeśli…
Przerwał mu dzwonek do drzwi. Do środka wtoczył się Figura, wyraźnie wczorajszy i pełen dobrych chęci. Pokręcił się, pokręcił i zawisnął nad Piotrkiem. Dotknął go jak Kosma wcześniej.
– Waligóra jak jeszcze pił, to – rozumiecie – powiedział, że mieli coś takiego, zaraz po Hitlerze, tyś, tak mi rzekł, wtedy tacie z jajka na jajko skakał.
– Streszczaj się, jak cię proszę – rzekł Kosma.
– No jawohl. Właśnie, nasi wtedy ogon mieli, od ruskich taki Misza czy coś, znaczy chuj wie, czy Misza, co ja mam pamiętać, Misza zaczął niuchać, a jak się doniuchał, to zamiast donieść chciał dołączyć, rozumisz, chciał przejść.
– Co za bzdura – przerwał Kosma.
– E tam, inne czasy były – Świętek klęczał, zerkał to na Piotrka, to na nic.
– To go puścili, wyszedł, patrzysz, normalny chłop, ino mu się oczy świecą. Dwie noce późnej ją mamrotać farmazony, ganiał po Grochowie, wskazywał na ludzi i gadał, kto kiedy umrze, na koniec skoczył do Wisły.
– Co z nim? – Kosma nawet nie udawał zainteresowania.
– Przecież po chłopie. Durny ruski. Nad brzegiem szyję se poharatał. Rozumicie, żeby mu się skrzela otworzyły.
Piotrek usiadł znowu. Przycisnął ręce do skroni, wydobył z siebie długi jęk, padł. Oddychał ciut spokojniej.
– Nic dobrego z tego nie będzie – orzekł Figura.
Kosma usiadł pod ścianą.
– Przesiedzę z nim noc. Jak nie pomoże, zaniesiemy go na dół. Warszawiacy pomogą.
– Ruskiemu nie pomogli – Figura nie mógł znaleźć sobie miejsca, krążył po pokoju.
– Ruski nie był swój.
Świętek wstał. Zaciskał i rozprostowywał palce. Sylwetkę pochylił nieco do przodu. Powiedział:
– Nie.
Zapalił. Żar papierosa mierzył w Kosmę. A Świętek mówił spokojnie i mocno, głosem, któremu nie sposób przerwać.
– To ty chciałeś, żeby młody przeszedł Pierwszy Krąg. Jednego chłopaka już straciliśmy i pozwól, nie przypomnę jak, dlaczego, jak z tym było, to jedno doskonale wiemy. Nie pozwolę, żeby Piotrkowi coś się stało. Za dużo krwi, panowie. Za dużo.
Kosma pokiwał głową.
– Co proponujesz?
– Zawieziemy go do szpitala. Nie wytrzeszczaj oczu, młody jest chory, to gdzie ma iść?
– Wypaple – ostrzegł Figura.
– A niech paple do woli, kto uwierzy? – papieros Świętka zataczał coraz większe koła w powietrzu – będzie, że pomylony. W tym czasie zadzwonimy do starego Waligóry i naradzimy się z nim, co robić. Tak, Kosma, do Waligóry bo to dziadek gówniarza i mądry skurwiel, co by nie gadać.
– Co by nie gadać, skurwiel – zgodził się Kosma.
Świętek cisnął niedopałek i zbliżył się do Kosmy.
– Drugi chłopak nie zginie.
– To była inna sprawa.
– Nie zginie.
Kosma położył mu rękę na ramieniu.
– Niech będzie. Robimy po twojemu.
Dzwonek do drzwi.
– I proszę, Jop przyszedł – mruknął Kosma, zadowolony, że ta rozmowa dobiegła końca. Otworzył drzwi, zaraz chciał je zamknąć, ale komisarz Werner był szybszy. Wsadził nogę między drzwi, pchnął i znalazł się w środku. Wyszarpnął broń. Kosma zbierał się z podłogi. Figura i Świętek stali nad nieprzytomnym chłopakiem.
Komisarz Werner powiedział, kim jest. Machnął pistoletem.
– No – uśmiechnął się – ładne zgromadzenie.

 

• • •

Warszawiacy - spis odcinków

• • •

Łukasz Orbitowski- (urodzony w 1978 r.) pisarz, polski mistrz literatury grozy.

Absolwent filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jego debiutem w fantastyce było opowiadanie "Diabeł na Jabol Hill", opublikowane w pierwszym numerze miesięcznika "Science Fiction". Publikował opowiadania w czasopismach "Science Fiction", "Nowa Fantastyka", "Sfera", "Ubik", "Ha!art".

Dotychczas zostało wydanych dziesięć jego książek, m.in. "Złe Wybrzeża" (1999), "Szeroki, głęboki, wymalować wszystko" (2002), "Wigiljne psy" (2005), "Horror show" (2006), "Pies i klecha" (2007 i 2008). Za wydaną w 2007 r. powieść "Tracę ciepło" (Wydawnictwo Literackie) uhonorowany został Nagrodą Krakowska Książka Miesiąca oraz otrzymał nominację do nagrody im. J. Zajdla. Jest również współtwórcą gry fabularnej Bakemono oraz współautorem scenariusza do filmu "Hardkor 44".

Pochodzi z Krakowa, od niedawna mieszka w Warszawie.

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information