SZYMON

Wszystkie historie są o jakimś skoku. Ta też. To nie był zwykły skok, mówiąc szczerze, dla osób postronnych pewnie nawet nie był efektowny. Bieg między podróżnymi, chwila rozpędu, lot trwający mniej niż sekundę, i już. Przypadek, że się udało. Nie sądzę, aby na dworcu ktokolwiek choć zaklaskał, za to konduktor z drugiego przedziału musiał zwrócić na mnie uwagę. Kiedy prosiłem o bilet, patrzył na mnie z byka, jakby miał ochotę wyrzucić mnie za drzwi, co przy prędkości 30 km na godzinę jeszcze nie musiałoby zakończyć się dla mnie śmiercią, ale z moim szczęściem…, a zresztą, co to was obchodzi?

Nazywam się Szymon, pamiętniczku, może od tego powinienem zacząć, no i przy okazji dodać, jak głupie jest pisanie pamiętnika. Chciałbym wyjaśnić, że to psychiatra zalecił taką terapię, ale niestety, to nie do końca tak. Zakład, głupi zakład z dziewczyną – efekt kłótni o męskie emocje. No i przy okazji przegrałem piwo. Nic, zdarza się, a jak już się zdarzy, lądujesz w pociągu do Kołobrzegu i jedziesz na warsztaty literackie, na których czeka cię Bóg jeden wie co. To też efekt zakładu… tym razem z sobą. Perfidne obietnice szeptane do lustra, że się odważysz znaleźć w jednym pokoju z tymi innymi pisarzami, kimkolwiek by ci inni nie byli. Szaleństwo, jeszcze jedna życiowa narracja, wchodząca przez uchylone drzwi przedziału… Jeśli już o nich mowa, to w pociągu ziąb jak cholera, no i sami nudziarze. Mam tu mały klub czytelniczy Prawdy, jedynej Prawdy, Jedynej Słusznej Prawdy. Licytują się miłe panie i panowie, wplatając w swoje spory tego staruszka z brodą, którego z łaski swojej ukatrupił Nietzsche (a przynajmniej tak zwykło się uważać). Na razie staram się uprzejmie nie zwracać na nie uwagi, ale tyle godzin z bogiem w jednym przedziale. Mógłbym zostać księdzem, gdybym nie był filozofem.

Szymon odłożył pióro i zapatrzył się na migający w oddali pejzaż. Wykreślił ostatnie trzy zdania i celowo rozmazał na nich trochę tuszu. Niech się Karolina zastanawia, co też tam nagryzmolił, ha!

Podróż od początku nie do końca układała się tak, jak sobie wymarzył. Jeszcze wczoraj ktoś skradł mu portfel z częścią pieniędzy i z dowodem osobistym, a do tego ten koszmarny zakład. – Przebywał w przedziale zupełnie sam, cały pociąg był jakby wymarły. Ospały, senny, nudny – kołatały mu się w głowie dalsze określenia. Nic dziwnego, że przy takiej aurze znowu zaczął zmyślać. Wszystko, aby tylko nie opisywać ponurych realiów. Odłożył na bok pamiętnik (na okładce brykał uśmiechnięty humanoidalnie kucyk – kolejny efekt zakładu, przynajmniej ta część w pamiętniku była prawdziwa) i wyjął z plecaka kartkę papieru. Spojrzał jeszcze raz na poplamiony sosem wydruk maila. Przeczytał go już chyba ze cztery razy, jakby z nadzieją, że wiadomość wreszcie ujawni jakieś drugie dno. Nie ujawniała, a co więcej, za każdym razem brzmiała coraz to bardziej mętnie:

Dzień dobry

W związku z naszą wcześniejszą korespondencją pragnę zaprosić pana do udziału w finalnych warsztatach naszej powieści kolaboratywnej. Wierzę, że pana kolaboracja w tym wielkim dziele przełomowym dla Polskiej cyber-literatury Podziemnej okaże się cennym doświadczeniem, zarazem dla nas współautorów, jak też dla pana. Oczekuję pana w Kołobrzegu w piątek o 17.00
Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami
Wielki Kolaborator

PS alkohol jest darmowy