Nie było jednak tak źle. Gdy coraz bardziej zbliżałem się do “mojej” ławeczki, siedzące na niej dziewczyny wstały i poszły w przeciwną stronę. Miło było popatrzeć jak oddalają się zajęte rozmową. Coraz rzadszy widok. Wszechobecna technika, która miała służyć człowiekowi do kontaktu ograniczała tę prawdziwą i pradawną formę komunikacji.
Usiadłem i rozejrzałem się dookoła. Nie działo się nic szczególnego. Wiedziałem jednak, że jest to chwilowe, że w parku zawsze coś się może wydarzyć. Nie wiadomo kiedy ale, coś na pewno się stanie. Będąc tu stosunkowo często nie miałem co do tego wątpliwości. Wystarczyło usiąść i poczekać.
Było gorąco. Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę wystawiając twarz do słońca. Przyjemnie grzało powieki. Gdy po chwili otworzyłem oczy, nie miałem już wątpliwości, że także tym razem “coś” znów zaczęło się dziać. Na kilku witkach wierzbowych wisiała dość oryginalnie wyglądająca postać. Była niskiego wzrostu, co starała się nadrobić wysokimi szpilkami koloru czerwonego, stanowiącymi zakończenie jej obłych nóg. Korpulentne kształty podkreślała obcisła różowa sukienka o długości skąpego mini bezlitośnie uwypuklając każdą fałdkę. Jakby tego było mało, towarzyszył jej około dziesięcioletni chłopiec, który z kilkoma witkami w rękach biegał wokół niej i smagał ją już lepiej nie mówić po czym.
Po chwili przestała się huśtać na wierzbie i z cała garścią liści wierzbowych w rękach zaczęła gonić chłopaka. Gonili się tak na przemian, to okładając witkami, to obsypując liśćmi z wierzby. Piskom i kwikom nie było końca. Siedziałem osłupiały. Rozejrzałem się po sąsiednich ławkach. Raczej mało kto zwrócił uwagę na to co się działo na wyspie. Nawet robotnicy czyszczący basen sadzawki zdawali się tego nie zauważać.
Żałowałem, że prze to wszystko ta trzoda chlewna, udająca mieszkańców tego miasta, mogła wdrapać się na wyspę i zacząć dewastować rosnące tam drzewo. Postanowiłem podejść i zwrócić uwagę. Zanim jednak zdążyłem to zrobić, radosne dwuosobowe stadko uciekło z głośnym kwikiem w przeciwną stronę parku.
Tak, w parku zawsze coś się dzieje. Poszedłem do domu, miałem dość “atrakcji”.