Nie poznała mnie. Rok temu nie byłem jeszcze Waldemarem Bezrobotnym Socjologiem. Byłem Waldkiem średniakiem, urlopowiczem z Krakowa, który na nadmorskiej dyskotece przez 15 minut pukał do nieba bram – tańczył dla niej i stawiał drinki. Powiedziała, że pracuje w banku. Potem znikła. Ostatnie trzy dni moich ostatnich wczasów pracowniczych spędziłem na chodzeniu po trzech bankach na krzyż w tym przecież kurorcie. Chodziłem, pytałem o blondynkę z paznokciami w kolorze fuksji. Trzeciego dnia ochroniarz z banku przy deptaku rzucił mi przez zęby:
– Jeśli masz na myśli tę sucz z różowymi tipsami, to jest na urlopie. Ale szczerze, to nie polecam.