Łukasz Białkowski - Laboratorium niesfornych znaczeń
Maszyny nie są darem niebios. Nie pochodzą też z natury. Maszyny są z głowy. Uświadomienie sobie tego faktu może być przeżyciem kłopotliwym. Gdyż pomimo że przedmioty pochodzą od nas – często rodzone w mękach i malignie nieprzespanych nocy – kapryśnie układają się w nieoczekiwane konstelacje, zupełnie ignorując naszą wolę.
Żyją swoim życiem, obrastając znaczeniami i pełniąc funkcje, które wymykają się intencjom twórców.
Jest to szczególnie niewygodna sytuacja dla autora. Morze atramentu wylano – od teoretyków fotografii, po krytykę literacką – by opisać ów dyskomfort, gdy tekst lub obraz uniezależniają się od twórcy i zaczynają istnieć na swój własny rachunek. Choć pojawiali się apologeci tej sytuacji – zwolennicy dzieł, które jak butelki z listami wyrzucone przez anonimowych rozbitków dryfują swobodnie po oceanie znaczeń – ich czas chyba minął razem z postmoderną. Dzisiaj wrócił czas autora, a razem z nim problem tworu, który nie poddaje się kontroli.
Woynarowski testuje przedmioty. Najbardziej grymaśny i nieprzewidywalny rodzaj, którym jest maszyna. Bada ich życie, cechy osobnicze, sposób, w jaki łączą się w grupy. Niekiedy trafia na maszyny samotnicze. Wówczas to on sam układa je w zbiory i sugeruje relacje, w które mogą wchodzić. Na pierwszy rzut oka, działanie należy do beznadziejnych – maszyny i tak znajdą sposób, by funkcjonować wedle tylko sobie znanej mechaniki. Jednak kryje się za nim pewien podstęp.
Jeśli pozostało dzisiaj jeszcze cokolwiek z idei eksperymentu w sztuce, to działanie Woynarowskiego jest tego najlepszym przykładem. Znając tendencje maszyn, by poczynać sobie według chimerycznej, skrytej logiki, autor Maszyn samotniczych wykonał doświadczenie. Skonstruował układ początkowy, następnie pozwolił przedmiotom wchodzić we wzajemne interakcje i obserwował możliwe warianty. Pamiętajmy, że są to maszyny wyjątkowo niesforne, gdyż mają status dzieł sztuki – maszyny do generowania dzikich znaczeń. Jednak usidlone w laboratoryjnych warunkach, okazały się funkcjonować wedle pewnych regularności, a ich zachowanie dało się wpisać w nakreślony na ścianach wykres.
Maszyny oczywiście pojawiły się z głowy. Jednak w momencie, gdy zaczęły się separować i chciały pójść własną drogą, mówiąc tylko sobie znanym językiem, Woynarowski sytuację opanował. Poddał samotnicze maszyny badaniu. Sprawdził, na jakich warunkach będą się od niego odsuwały, jak daleko mogą dojść, jakie relacje między sobą mogą wygenerować i czym ewentualnie zaskoczyć. Dręcząca niegdyś przez Blanchota i widziana jako zagrożenie przez Flussera bezradność twórcy wobec własnego produktu – ale także pewna generalna bezsilność człowieka wobec przedmiotu – stała się tutaj przedmiotem eksperymentu i dowcipu.
• • •
Juliusz Strachota, Kuba Woynarowski – Żołnierze
• • •
Łukasz Białkowski – (ur. 1981) Doktorant w Zakładzie Estetyki Instytutu Filozofii UJ, zajmuje się zagadnieniami sztuki najnowszej, publikował m. in. w „Ricie Baum”, „fotoPozytywie”, „Splocie”, katalogach wystaw i czasopismach naukowych.
• • •