Stefan Hornostaj - Biologiczna relacja z Ha!wangardy
Wreszcie mają pralkę (z gwarancją na dwa lata).
Być może to chwilowo rozwiązuje jego oraz jej problem z kręgosłupem.
Mogą grac w „komórki” na komputerze,
Relacjonując swój dzień,
...
To ich mała arka
Wybudowana z plastyku i włókien sztucznych...
Wei-Jun Lin Górecka, „Ich mała stabilizacja”
Pojęcie Liberatury (od łacińskiego liber – książka, libertas – wolność), konceptu literackiego autorstwa duetu Zenkasi, (Zenona Fajfera i Katarzyny Bazarnik) zdominowało krakowski festiwal literacki Ha!wangarda, odbywający się w dniach 25-29 czerwca pod patronatem Korporacji Ha!art. Była to impreza kulturalna podsumowująca 10-lecie działalności wydawnictwa, znanego z tak awangardowych pozycji jak „Lubiewo” czy „Kieszonkowy atlas kobiet”, jak również z dość radykalnych pomysłów, takich jak promowanie Mariana Pankowskiego, autora kontrowersyjnego „Rudolfa”, czy „pierwszej polskiej powieści antykaczytowskiej” – „New Romantic” Michała Zygmunta. Krotko mówiąc, przyzwyczailiśmy się do wizerunku enfant terrible polskiego rynku wydawniczego, jaki nieodmiennie towarzyszy Korporacji Ha!art. Jej mottem jest, przypomnę, „wszystko to, co się nie opłaca”. Pytanie więc: cóż takiego „straszne dziecko” zafundowało nam tym razem? Czy pozostanie niebieskim ptakiem, czy też niebezpieczne zbliży się ku dorosłości?
Dla przyzwoitości jednak najpierw należałoby przybliżyć wam, Szanowni Czytelnicy, co też się tam na tej Ha!wangardzie działo. Jako że z wykształcenia jestem biologiem i świat krytyki literackiej jest mi tak samo obcy, jak Zenkasi i Mareckiemu warunki efektywnego transferu Western blot, pozwoliłem sobie na mały eksperyment i przedstawiłem wydarzenia festiwalowe w postaci metafory życia pewnego robaczka, który natknął się na słowo, spałaszował je, a następnie w postaci własnego materiału genetycznego rozprzestrzenił w świat, co uwidocznione jest na schemacie poglądowym na fig. 1 (poniżej). W ten sposób robaczek stał się formą dzieła, które spożył, co w największym możliwym skrócie jest sensem liBeratury.
http://haart.e-kei.pl/komentarze/1082-stefan-hornostaj-biologiczna-relacja-z-hawangardy.html#sigFreeId7b4503184a
Fig.1 Cykl rozwojowy słowa, w tym wypadku LiBeratury w czasie Ha!wangardy (za Marecki et al., 2010; zmienione). Litery konkretne w postaci poematu cybernetycznego wnikają przez otwór gębowy do żywiciela pośredniego, jakim jest robaczek LiBeraturożerca. Następnie dochodzi do pierwszego stadium przeobrażenia, powstaje LiBeratura I, epatująca seksem i śmiercią. Następnie w toku przemian wg symetrycznych schematów zaczerpniętych z chińskiego (dzięki uprzejmości Wei-Yun Lin-Góreckiej), rozjaśnia się w sobie i tworzy hipertekst literacki, cały czas dążąc ku drogom płciowym żywiciela i dokonując kolejnych przeobrażeń. Tworząc pajęcze rozrosty, pnie się w górę nasieniowodu, względnie jajowodu, nabiera formy estetycznej story artu i ostatecznie wnika do gonad, formując LiBeraturę II (larwa ostatecznego stadium), dochodzi do kopulacji między wątkami, i drogą trzewną gamety słowa wydostają się z żywiciela, aby infekować nowe umysły. Następuje stan TBAHI (total brain and heart infection).
Wyobraźmy sobie więc, że jesteśmy takim małym robaczkiem albo innym czymś z muszelką, lub bez, siedzimy sobie błogo w roślinności i pałaszujemy literaturę, niczym fajną, zieloną sałatę. I oto nadchodzi dzień pierwszy – poezja cybernetyczna. Literki wlatują nam do gardełka (pharynx) przez naszą przednia ssawkę (oral succer), no i następuje lekki chaos. Tu robaczek musi się posiłkować wyobraźnią, gdyż prezentacji tych interaktywnych wierszy nie widział. O ile „Zespół szkół” Pułki jest do „ugryzienia” bez nich, to poezja Podgórniego i Bromboszcza intryguje kunsztem formy, lecz nie objawia zbyt wielu treści łatwych w artykulacji. Jest to więc typowa poezja konkretna, czyli taka, w której forma i treść są tożsame; poeta zmienia się niejako w rzeźbiarza słów. Liczy się samo słowo, jego „faktura”, dźwięk, zespół wrażeń zmysłowych, które wzbudza w odbiorcy – nie zaś zakres pola znaczeniowego. Krotko mówiąc – poezja wyzwolona.
Dalej nasz robaczek (a jest to dzień drugi) szamie po raz pierwszy w ciągu festiwalu liBeraturę sensu stricte. Schodzimy teraz nieco niżej ku ssawce brzusznej (ventral succer) naszego robaczka.
Sama teoria wydaje się być ciekawa, jak definiuje jeden z jej twórców – Zenon Fajfer, jest to literatura totalna. Forma książki na wszystkich możliwych poziomach, a więc czcionki, składni, koloru papieru oraz jego faktury; słowem każdy element stają się fizycznie niejako nośnikiem przekazu. Malowanie materią, próba uczynienia literatury przeżyciem, w sensie dosłownym, empirycznym. Ma to być odpowiedź na szeroko dyskutowany obecnie kryzys książki tradycyjnej, przegrywającej z mediami wirtualnymi. Czy jednak liBeratura jest prawdą JUŻ objawioną, czy liBerackim znakiem zapytania, od którego zacząłem (i chyba, do którego dążę)? Nie wiem, ale mnie – a konkretnie moje robaczkowe ja konsumujące – to osobiście nawet kusi.
Pobieżna lektura sztandarowych pozycji liBeratury (czyli literatury przez duże B), autorstwa Zenkasi, „Oka-leczenia” i „Opatrzenia” można streścić tak: Sex, Death & intellectus. „Oka-leczenie” to swoista książka-samograj, niekończąca się w czytaniu, bez początku i końca. Znajdują się w niej inspiracje Tybetańska Księgą Umarłych, a więc nawiązania do eschatologii kręgu i książka ta sama w sobie jest zarówno ideowo, jak i formalnie, kręgiem życia i śmierci, w którym seksualność jest naznaczona umieraniem.
Przychodzi dzień trzeci konsumpcji robaczka – to czas hipertekstu w przestrzeni analogowej Małgorzaty Dawidek Gryglickiej, wernisażu Kuby Wojnarowskiego, autora story artów oraz spotkania z poezją Wei-Yun Lin-Góreckiej – autorki pochodzenia tajwańskiego, piszącej w trzech językach.
Najpierw robaczek rzuca się na chińskie krzaczki, zainspirowany poczuciem, że forma jest zaiste nośnikiem treści, i może być ostro. Poetka prowadzi jednak z czytelnikiem swoistą grę, prezentując arkusz poetycki w trzech językach, stwarza coś w rodzaju interaktywnej gry analogowej do tworzenia wierszy. Najpierw czytamy razem z nią na głos serie zdań, zaczerpniętych z otaczającego nas życia, które to autorka zanotowała z pasją prawdziwego dokumentalisty. Możemy zmieniać je jak chcemy, poezja tworzy się tu samoistnie, a maszynerią jesteśmy my sami. Następnym, bardziej radykalnym posunięciem, jest wspólne pisanie wierszy po chińsku. W ten sposób uczestnicy stawiają się niejako na miejscu poetki, która w nowym kraju nie znając dobrze (lub wcale) języka zaczęła w nim opisywać świat. Wyniki udowadniają po raz kolejny, ze literatura jest po prostu w nas.
Wielowątkowa opowieść Dawidek Gryglickiej jest pierwszym polskim hipertekstem, stworzonym w przestrzeni analogowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych – okresu, który przyniósł też pierwsze polskie (i światowe) doniesienia na temat wątków liBerackich.
Przestrzeń jest tu integralną częścią działa, części opowieści dziejące się za dnia znajdują się na ścianach bliżej okna, dziejące się np. w łazience przy drzwiach do tejże. Podążamy od epizodu do epizodu po sznurkach, obrazujących interaktywne linki. Nie jest to jednak lektura łatwa i oczywista, ale i los człowieka, naznaczony przypadkiem, nie jest taki, co zostało uwidocznione na zasadzie czasoprzestrzennej jedności formy i treści dzieła.
Wreszcie story art, prezentowany na wernisażu dnia trzeciego oraz podczas prezentacji dnia czwartego. Tak oto robaczek doświadczył estetycznego ujednolicenia treści przekazanych mu w czasie wcześniejszych etapów przemiany liBeratury i począł się przygotowywać do produkcji gamet, za pomocą których liBeratura rozprzestrzeni się w świat. Nic tak bowiem nie trafia do robaczków wychowanych w epoce kultu obrazka, jak piktogramy, a tym w zasadzie jest story art. Dla początkujących story art to taki komiks rozszerzony – przekazujący nie tylko treści fabularne, ale i poza-fabularne, swoisty komiksowy performance i tym samym komiksowa forma liBeratury. Można na przykład wziąć sobie jakiś istniejący schemat, dajmy na to cyklu rozwojowego robaczka, i zmienić go tak, aby obrazował cykl rozwojowy liBeratury podczas Ha!wangardy.
Najbardziej znanym polskim story artem, jak sądzę, jest Nowy Baton, Sławomira Shutego, publikowany na łamach Ha!artu. Nowy Baton, jest kolażem polskiego kiczu w obrazkach z gazet, ulotek reklamowych itp., komentowanych za pomocą zdjęć samego Shutego, który gra na nich... siebie. Jest to więc językiem graficznym opowiedziany performance. Dokument, paradokument, liBeratura w pikselach.
Tak oto, przez trzewia do trzewi, literatura uległa strawieniu i stała się ideą czystą, bo forma przestała ją ograniczać. Czy więc liBeratura jest literaturą przez duże B? Cóż, Moi Mili, to już zależy od robaczka... Każdy z nas trawi treści inaczej, jednak pomysł uczynienia formy treścią, jeśli się uda, może przynieść wiele nowych jakości literaturze, jeśli zaś nie, to pozostanie przynajmniej ciekawym eksperymentem. Dla mnie jako dla początkującego zjadacza liBeratury, słowo to jest wciąż znakiem zapytania, jednak tylko od Ciebie drogi czytelniku zależy, jakie ziarno w Tobie taka lektura zasieje.
Kto Ty jesteś?
Ja? Redaktor.
Jaki znak Twój?
Impact factor.
Gdzie twa Ziemia?
Hej w Marinie*!
Czym zdobyta?
Marketingiem!
A w co wierzysz?
W nakład wierzę!
* Marina, jedno z tzw. gated communities: osiedli strzeżonych, ogrodzonych murem, odgraniczającym je od reszty przestrzeni miejskiej. Jedno z najdroższych i najbardziej ekskluzywnych osiedli mieszkaniowych w Warszawie.
• • •