Przewodnik po człowieku (3): Zimno
Piździ jak pieron. Fale zimna. Jest tak zimno, że nie pamiętam, kiedy było ciepło. Zapomniałem o tym, co to jest ciepło. Kładę się do łóżka w pokoju bez ogrzewania, pociągam nosem, naciągam śpiwór i – po walce z dreszczami wzdłuż boków – zasypiam. Rano, o świcie właściwie, budzą mnie telepy. Nawet pod śpiworem zimno.
Trzęsąc się cały, idę do kuchni odpalić gaz i zagotować coś, żeby przez chwilę było ciepło. Wracam do pokoju ze szklanką herbaty i u progu pokoju znowu drgają mi mięśnie, przeciągający się mróz włazi przez szpary w oknach i osacza mój wychudły organizm. Wielu moich znajomych wytrzymuje to tylko dlatego, że mają jakąś warstwę tłuszczu na sobie. Ubiebieram-m-m ś-się i ide pisać, bo nawet komputera nie mam. Jeśli nie mam komputera, to nie mam tożsamości? Jeśli nie mam komputera, to jestem pariasem?
Idę, zakrywając się przed wiatrem, śnieżycą. Na ramionach czuję zimno, które opanowuje całą wierzchnią warstwę rąk, wkrada się w boki, cały tułów opanowuje zmarznięcie, wyziębienie, które posuwa się do przodu jak lodowiec po naskórku. Nos jest sparzony mrozem. Na moście, nad rzeką, wiatr przybiera na sile. Nędzne ubranie, najczęściej z darów, z dziadgiełdy, od rodziny i przyjaciół, nie spełnia do końca swojej roli. Niby to miasto, jakoby cieplejsze. Nic z tych rzeczy. Piździ. Co czują taternicy? Co czują zdobywcy biegunów?
Po wejściu do miejsca publicznego, w którym jest publiczny komputer, z którego można korzystać, po zdjęciu wierzchniego okrycia, czuję nadal fale zimna, mimo że jest ciepło, mimo że kaloryfery grzeją. Jeszcze około godziny jest zimno. Fale zimna wracają co chwila. To nie jest zimno na naskórku. To jest zimno w trzewiach. Przychodzi moment, że zasypiam. W cieple dopada mnie błogie uczucie zasypiania, oczy się kleją. W ciągu snu, mimo że ciepło, mimo że kaloryfery, przez sen czuję fale zimna: na łopatkach, na klatce piersiowej, to tu, to tam. Uczucie zimna w trzewiach wybudza mnie.
Niegdyś po sutej libacji w jednej z knajpek w rodzinnym mieście, trudno mi mówić o tym, że to rodzinne miasto, będąc mocno zwarzonym w zimową noc położyłem się w rowie na śniegu, aż zbudził mnie jeden z kompanów, który wracał z innej libacji, z innej z knajpek lub domówek. Ej, stary, ja pierdolę, przecież mogłeś zamarznąć! To nic.
Niedawno przekroczyłem pewną granicę. Zostałem w jednej z miejscówek na noc i obudziłem się na totalnym mrozie, bo okna były nieszczelne. Leżałem już z półotwartymi oczami i miałem wrażenie, że nawet szpik kostny mam przemarznięty, do bólu. Czułem zimno w kościach. Mogło być około minus dziesięciu.
W takich przypadkach przypomina mi się Jeden dzień Iwana Denisowicza i wszelkie o proweniencji szkolnolekturowej prozy, gdy to opisuje się ludzi w łagrach; przypominają mi się dwaj penerzy w Kędzierzynie-Koźlu, którzy weszli do bistro Hanoi przy dworcu i trzęśli się tak, jak nigdy tego nie widziałem.
W mieście rodzinnym, o którym trudno mi się mówi, że jest moim miastem rodzinnym, przez dwa miesiące utrzymywał mi się status krańcowej bezdomności; po kilka dni z rzędu wbijałem się na klatki schodowe, wchodziłem na górę, gdzie jest najcieplej (pojęcie umowne), siadałem na schodach, kuliłem się, szczelniej owijałem kurtawę i zasypiałem, bardziej trwałem w półśnie; przeganiano mnie jak psa, a ja czułem się jak pies i z pokorą opuszczałem klatki schodowe, szukając innych miejsc, gdzie mógłbym podkulić ogon, zwinąć się w kłębek i zasnąć w bezpieczeństwie. Od czasu do czasu ktoś mi pomagał.
Absolutnym kuriozum był cieć Biblioteki Miejskiej w rodzinnym mieście. Zawsze się kłaniał, gdy szedłem w towarzystwie dyrektorki, lub gdy byłem w znośnym stanie. Gdy, po serii nieudanych wbić na klatki, zasnąłem w jednym z bibliotecznych foteli, doskoczył do mnie jak pies i zaczął wrzeszczeć jak esesman nad więźniem obozu koncentracyjnego. Czy on to ma w genach? Czy on ma w genach znęcanie się nad słabszymi? Mógłby być nieco bardziej grzeczny.
A co ja mam w genach?
Jedno jest pocieszające. Przeżyłem zimę, minęły święta. Byłem przeziębiony, ale nie czułem się w ogóle chory. Wszystko jest dobrze. Zimno jednak nadal powraca. Czyżbym umarł?
• • •
Czytaj także:
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (7): O słowie
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (6): O niczym
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (4): Rzygi
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (2): Sraka
- Robert Rybicki - Przewodnik po człowieku (1): Głód
• • •
Robert Rybicki (1976) – poeta, który przeprowadził się do Wrocławia. Aktualnie pracuje nad tomem Dar Meneli.