Fazy i zwały X muzy (3): Spun
Mały, pomarańczowy piesek jest mniej niż średniej wielkości, kładzie radośnie uszy po sobie i oszczekuje mnie 160 razy na minutę. Jego podłużny, lisi pyszczek zdradza powołanie swawolnego łowczego, a jednak jestem zaskoczona techniką polowania, do jakiej jego rasa została przystosowana. Fiński szpic służy do polowań na głuszce i cietrzewie – „głosi” myśliwemu obecność ptaka na konkretnym drzewie. Mały łajdak.
Do wód Zatoki Botnickiej uchodzi co najmniej osiem ważnych rzek szwedzkich i cztery fińskie, przez co jej akwen zamarza zimą w całości na okres nawet do ośmiu miesięcy (niskie zasolenie wody). Gdy nakazuję Google Maps wytyczyć pieszą trasę z Krakowa na Wyspy Alandzkie, chcąc się dowiedzieć ile to kilometrów, odbieram nagłe zmarszczenie brwi systemu. Wersja beta, sorry, proszę zachować ostrożność: na tej trasie może nie być chodników ani ścieżek dla pieszych. Ostatecznie podaje 1500 km., ale z pocałowaniem ręki, a na dodatek przez Helsinki. Południowa część Bałtyku nie daje tyle radochy, co północna – zimą nie przejdziemy się po powierzchni morza z jednego brzegu na drugi i nie zasiedlimy od nowa obu Ameryk. Potencjał „nowej Beringii” w czasach gospodarczego kryzysu, ze względu na niskie zaludnienie Skandynawii i co za tym idzie, pewnej wymuszonej elastyczności procedur imigracyjnych, jest jednak odkrywany na nowo, tym razem już symbolicznie.
Lasy północnej Szwecji obfitują w grubego zwierza, a monotonnie polodowcowe jeziora w tłuste ryby. Polowanie na Głuszca, czyli ptaka, który podczas tokowania godowego autentycznie głuchnie (na chwilę), to zdaniem wielu myśliwych jedna z najwspanialszych przygód myśliwskich, odbywających się w scenerii budzącej się ze snu, wczesnowiosennej przyrody. „Strzelanie kuraka” to niewątpliwie namiętne i urokliwe doświadczenie obcowania z pięknem natury, ale w Polsce od 1995 r. niestety zakazane, w wyniku konieczności objęcia tego wymierającego gatunku ochroną. W małym, myśliwskim domku, w którym przyszło mi tłuc głową o poddasze przez tydzień, znalazłam „gästbok” (Google Translate wymawia to słowo jako: „jest bóg”) z wpisami zadowolonych z pobytu pod Sundsvall gości. Do serca szczególnie przypadły mi częstochowskie rymowanki polskich myśliwych, którzy prawdziwie jak nikt (reszta wpisów była po szwedzku, więc siłą rzeczy…), potrafili ubrać w słowa to, co składa się na mglisty całokształt tego hobby oraz hobby tego w polskim wydaniu. Całość jest jak najbardziej [sic!], czyli powoduje „sickness”:
„W górach Sundsvall jest domeczek, w którym mieszkał Bodzio-Boosse,
Leszek – Leffe, Staszek – Sten, Sławek – Doktor, Sławek –Valle,
chcieli szczelać łosie równo, wyszło owszem, ale gówno.
Dnia drugiego, ranną porą, Leszek – Leffe szczelił byka z worem.
Cienki we łbie, gruby w tuszy, bardzo szybko oddał duszę.
Chwilę potem, niesłychane, Boosse szczelił w drugą pałę.
Za chwileczkę z wielkim gwizdem, Leffe szczelił wielką pizdę.
I leżała i kwiczała i po chwili ducha dała.
To już koniec opowieści, bo to w pale się nie mieści.
Koniec wódki, koniec łosi zabieramy dupę w troki.
Ale my tu wrócimy...”
***
„Było nas czworo polowaliśmy na wesoło.
Dnia pierwszego z rana samego
Zbyszek położył klempę z kalibru dziewiątego.
Na dzień drugi wzięliśmy kij długi.
Nie przesada, ale prawda zamiast łosia wpadła paszcza (szczupak 12 kg)
Na dzień trzeci na kotlety położyliśmy dublety (byk + łoszak).
W piątek Krzyś na urodziny rozpoczął od łosia rodziny. Za mało mu było dubleta
w pięć sekund strzelił tripleta (dwa łoszki + klempa)
W sobotę na odchodnego Zbyszek zdjął z drzewa głuszca ostatniego.
W niedzielę pływaliśmy i piliśmy, a z samego rana w poniedziałek
domek myśliwski opuściliśmy.”
Mały, zielony piesek niesiony na rękach przez naćpaną metą Nikki jest zdezorientowany. Natomiast Nikki jest w totalnej rozsypce, histeryzuje, słodko wyglądając w opiętych na pupce szortach z dżinsu i kowbojskich butach. Wielkie, napełnione łzami i rozmazanym tuszem oczy Brittany Murphy, dziś martwej, błagają weterynarza by zajął się jej pupilem – zzieleniałym od zbyt długiego przebywania w dusznym pokoju motelu, rzuconym gdzieś na skraj pustyni, w którym ktoś tak męski jak Mickey Rourke gotuje metę.
Zwróćcie uwagę ten moment, bo to jedyna scena w Spun (reż. Jonas Åkerlund, 2002), w której bohaterowie nie zachowują się jak skończeni popaprańcy i interesuje ich coś więcej niż perspektywa dociągnięcia kolejnej kresuni. To trzeba powiedzieć od razu: bohaterowie tego filmu są bezgranicznie żałośni, lecz równocześnie przedstawieni w tak umowny, groteskowy sposób, że nie wzbudzają ani irytacji, ani współczucia. Miotają się w życiu jak szczury w laboratorium, nie do końca świadomi, że uczestniczą w jakimś większym projekcie, a jednak świadomi, że z całą pewnością nie jest to projekt najlepszego z możliwych światów. Niestety, ich sytuacja jasno wskazuje, że pielęgnacja własnego ogródka to dla nich zbyt mieszczańskie rozwiązanie, bo raz po raz niczym deus ex machina przychodzi Scarlett O’Hara i zamiata zwiędłe wyrzuty sumienia bohaterów pod dywan mówiąc: „Pomyślicie o tym jutro”. Tymczasem jutra nie ma, bo wszyscy są naspeedowani i nie mogą zasnąć. Tak, czujemy się przechytrzeni co najmniej przez samego Andy Dwyera z Parks and Rec.
Jonas Åkerlund, zanim zaczął robić teledyski z wypiętymi modelkami wycierającymi rozlany glamour z podłogi, miał na koncie kilka bardziej wyrazistych i śmiałych artystycznie produkcji, zwłaszcza, rzecz jasna, w latach 90. (chociażby teledysk do Smack My Bitch Up Prodigy). Spun jest filmem, w którym Åkerlund balansuje na pograniczu przesady estetycznej dając widzowi, z jednej strony, bardzo dużo satysfakcji wizualnej, a z drugiej, przez zamierzoną komiksowość, bierze w cudzysłów perypetie bohaterów: ich problemy, dążenia. Myślę, że właśnie to pęknięcie jest powodem słabej oceny tego filmu przez widzów (rateyourmusic.com) i w konsekwencji jego małej popularności w Polsce. Spróbujmy to naprawić.
Oficjalnie przyznaję, że Spun, mimo wszystkich swoich słabości, jest jednym z najlepszych filmów o narkotykach. Z niebywałym talentem i artystycznym smakiem (tak, myślę też o scenie z Meną Suvari o popsutych zębach, która nie może się wypróżnić – co ta aktorka ma z łazienkami?) ukazano niesłychanie trudne do uchwycenia niuanse związane z zażywaniem narkotyków, a próby filmowego oddania fazy zarówno dla bezpośrednio zainteresowanych, jak i dla osób obserwujących z zewnątrz, zrealizowane są po mistrzowsku. Cała ambiwalencja tego doświadczenia rozrysowana została na krzyżującym się planie przyspieszonego montażu i dialogów przechodzących od paranoi do empatycznego porozumienia. O ile scena z Trainspotting, w której Renton wali sobie po odwyku zbyt dużą dawkę helu i zapada się w podłogę, może uchodzić za kanoniczne filmowe przedstawienie bani heroinowej, o tyle kilka scen ze „Spuna” zasiada na wolnym krześle przy stole Akademii, godnie reprezentując – szeroko pojętą – banię proszlową.
Na zarysowanych powyżej dwóch planach (myśliwskim i filmowym) mamy samych popaprańców, uchwyconych w jakimś momencie ich bycia w świecie, nawet jeśli ci drudzy są tylko filmowym przedstawieniem czyjegoś wyobrażenia o ludziach. Gdyby nie wątek pieska i świetna rola Brittany Murphy, która wrodzoną delikatnością i liryzmem okrasza postać Nikki dozą człowieczeństwa, mielibyśmy do czynienia z kręcącymi się wokół własnych ogonów zdehumanizowanymi neurotykami, obsesyjnie skoncentrowanymi na niedopuszczeniu do świadomości prawdy o samych sobie. To, co zostało Nikki po odebraniu dziecka, gdy Państwo uznało, że jej sposób prowadzenia się (striptizerka uzależniona od mety) nie służy wychowaniu potomka na poczciwego, amerykańskiego przedstawiciela klasy średniej – jest jej pełna nadopiekuńczości, pokazana w krzywym zwierciadle relacja z psem.
Istnieje pewien zwichrowany typ ludzki przedkładający relacje ze zwierzętami nad relacje z ludźmi. W niektórych przypadkach jest to związane z pewną, nazwijmy to, fiksacją (patrz: B. Bardot, E. Górniak, W. Villas) mającą podłoże w „rozczarowaniu się ludźmi” i w dojściu do wniosku, że „zwierzęta lepiej cię zrozumieją, one nie oszukają, one cię nie zdradzą”. Nie zaprzeczę, że i z Nikki jest coś nie tak… Dobra, proszę bardzo: Nikki jest totalnie rozchwiana i nie zasługuje by opiekować się swoim dzieckiem. Zadowoleni? Jednak jest rys jej charakteru, który sprawia, że w całej tej narkotykowej komedii pomyłek, jaką jest Spun, tylko ona troszczy się o kogoś innego poza sobą – jest to akurat przypadkowo i zarazem konwencjonalnie piesek – i ten rys czyni z Nikki człowieka.
Dlatego wyobraźmy sobie proszę Mickey’a Rourke’a na tle flagi amerykańskiej, który wygłasza odezwę do narodu – nie tylko amerykańskiego, ale do każdego, w tym naszego. Tak, tak – wygłasza ją też do Ciebie, i do Ciebie, i nawet do Ciebie, chociaż jesteś cholernym myśliwym. Nie wspomni słowem o „cipce”, lecz w obliczu przeczuwanej ostateczności, jaką jest nadchodzący nieubłaganie Sen – dla jednych tożsamy z wyzwoleniem, dla innych z momentem konfrontacji z mitycznym Jutrem, które przecież w końcu nastąpi – powie do nas z namysłem: „Nie pytaj, co zwierzęta mogą zrobić dla Ciebie, zapytaj, co Ty możesz zrobić dla zwierząt.”
• • •
Fazy i zwały X muzy – spis odcinków
• • •
Julia Girulska (ur. 1986) – zawód wyuczony: filozofka, zawód wykonywany: operatorka kamery. Jeździ po świecie; patrzy, jak ludzie łowią ryby; nawraca myśliwych; kocha zwierzęta. Kino od zawsze było jej bliskie, kino narkotykowe – dopiero, odkąd dorosła.