Mariusz Pisarski - Powieść jako holodek? Kultowy hipertekst Michaela Joyce'a
Zamieszczona w antologii Nortona, podsumowującej dokonania XX wiecznej prozy amerykańskiej, pretenduje też do miana klasyki literatury XXI wieku. Uznana za łabędzi śpiew modernizmu, jako wariant mitu Edypa, nie stroni od postmodernistycznej przekory, pastiszy i ludycznych szarad pomiędzy autorem a czytelnikiem.
Elektroniczna powieść hipertekstowa Popołudnie, pewna historia Michaela Joyce'a wymyka się wszelkim krytycznym sidłom. Z tym większą przyjemnością, już wkrótce, Korporacja Ha!art zaprezentuje ją polskiemu czytelnikowi.
Popołudnie, pewna historia powstała w 1987 roku i była zwieńczeniem poszukiwań powieściowej formy inteligentnej, która „zmieniać się będzie w miarę, jak ją czytamy”. Chodziło o to, by utwór, zamiast konwencjonalnego następstwa paragrafów i zdarzeń, poprzez rzeczywiste i dynamiczne połączenia, eksponował wielorakie relacje, jakie mogą między nimi zachodzić. Poszukiwania te Michael Joyce, pisarz po udanym debiucie książkowym, dorastający w otoczeniu polskiej emigracji powojennej w Buffallo, rozpoczął kilka lat wcześniej i doprowadziły go one do czołowych katedr politechnicznych, w których pracowano nad procesorami tekstu i hipertekstowymi sposobami prezentacji danych. Owocem tych interdyscyplinarnych eskapad był program komputerowy Storyspace, w którym powieść Joyce'a powstała, i w którym jest odczytywana1. Tak powstała pierwsza powieść hipertekstowa światowej literatury. Joyce zaprezentował ją podczas pierwszej edycji informatyczno-humanistycznej konferencji ACM Hypertext w 1989 roku. Rok później utwór wydany został na dyskietce przez świeżo powstałe wydawnictwo Eastgate Systems. Utwór ukazał się w najlepszym czasie: fala fascynacji komputerami osobistymi i nadchodzącą epoką cyberprzestrzeni (jeszcze bez Internetu, a zatem to “hipertekst” reprezentował wszystko, co “cyber”) od razu poniosła go na swoim grzbiecie. Nie stałoby się tak jednak, gdyby nie był to tekst pod względem literackim wyborny, zachęcający do nieustannych zderzeń interpretacji i do góry nogami wywracający rytuały odbioru: jeśli troje czytelników zaczęło dyskusję nad powieścią “tego drugiego Joyce’a”, szybko okazywało się, że każdy z nich czytał częściowo inne partie tekstu. Na domiar złego, nie ma tu definitywnego końca, nie ma jednoznacznego rozwiązania zagadki, są za to odautorskie zachęty do ponownej lektury.
Tekst otwiera poetycka, zagęszczona metaforami scena, w której dwoje nienazwanych z imienia bohaterów, narrator i jego towarzyszka, wysiada z samochodu i idzie po śniegu w niewiadomym kierunku. Ten krótki fragment kończy się otwartą i niczego nie sugerującą puentą (“Poezja”, mówi ona, ale dla mnie to bez znaczenia, tak czy inaczej) oraz wymierzonym w czytelnika pytaniem: “Czy chcesz o tym usłyszeć?”. Następny ekran tekstu zależy od naszej odpowiedzi: możemy uruchomić przyciski “tak” lub “nie”, kliknąć w jakiekolwiek ze słów na ekranie lub uderzyć w klawisz enter, który ustawia azymut na tzw. lekturę domyślną. Jeśli wyruszymy tym ostatnim szlakiem, następny ekran tekstu będzie niczym uderzenie piorunem: “Chcę powiedzieć, że być może dzisiaj rano widziałem, jak zginął mój syn”. Na pytanie, co kryje się za tym zdaniem, nie ma prostej odpowiedzi; nie zna jej też sam narrator, któremu i tak nie chcemy do końca wierzyć. W następnych fragmentach podążamy za Peterem, który w dziwnie nieudolny sposób chce się dowiedzieć, co się stało “dzisiaj rano”, poznajemy jego demonicznego pracodawcę Werta, piekielnie inteligentną psychoanalityk skrywającą pewien sekret, powabną Nauzykę o mrocznej przeszłości i, w końcu, Lisę, byłą żonę protagonisty. Narracyjna sieć Popołudnia co chwila się urywa, nierzadko zapętla i nie stroni od nawrotów. W miarę regularnie czytelnik odwiedza też wielobarwne peryferia powieści, obfitujące w intertekstualne rumby: od Cortazara i Borgesa, poprzez francuski film awangardowy, po baśnie indiańskie i japońską poezję klasyczną. Najważniejszym patronem Popołudnia jest jednak nie kto inny, jak wielki imiennik pisarza z Buffalo: James Joyce.
Hipertekstowość Popołudnia, pewnej historii ma kilka ciekawych konsekwencji. Po stronie A nie następuje strona B. Co więcej, jeśli strona B została odwiedzona, to lektura potoczy się nie do B, lecz do C, D lub E. Tekst niemal za każdym razem odsłania to, co zakrywał uprzednio, dopowiada to, co wcześniej tylko wyszeptywał, prowadzi na kolejne, nie odwiedzone jeszcze manowce. Ponieważ utwór Joyce'a nie dostarcza jasno sformułowanego rozwiązania fabularnej zagadki i nie wyklucza istnienia konkurujących z sobą światów możliwych, doświadczenie lekturowe jest tak niecodzienne, że podsuwa myśl o narracyjnej niewyczerpywalności. Nie przez przypadek pierwsi czytelnicy mówili o Popołudniu jako o matrycy różnorakich, nie kończących się fabuł. Choć mit powieści jako holodeku, którego flagowym przykładem był właśnie hipertekst Joyce'a, został szybko obalony, aura głębi i tajemnicy towarzyszy temu tekstowi do dziś, i możemy Ci ją, przyszły polski czytelniku, gwarantować.
Mamy duże szczęście, że tłumaczem tego hipertekstu jest Radosław Nowakowski, i nie tylko dlatego, że jest autorem pierwszej polskiej powieści hipertekstowej i profesjonalnym tłumaczem. Jako eksperymentator czerpiący inspiracje dla swojej liberackiej, hiper-książkowej i panlingwistycznej twórczości ze spuścizny Jamesa Joyce'a, Nowakowski jak nikt inny nadawał się wychwytywania z utworu amerykańskiego Joyce'a najdrobniejszych aluzji do Finnegans Wake czy Ulissesa.
Pracę nad polską adaptacją Popołudnia, pewnej historii trwały od 2004 roku. Piotr Marecki zachęcał, Radosław Nowakowski tłumaczył, ja poszukiwałem najlepszych rozwiązań technicznych, a Michael Joyce kibicował, by projekt się udał. Reakcja autora na nasz pomysł była, i jest do dziś, fenomenalna! Początkowo chcieliśmy, by powieść ukazała się w swoim pierwotnym środowisku: programie Storyspace na Windows i Macintosh. Wersja na Storyspace, spolszczona w 80 procentach, bez tekstów pobocznych (tytułów leksji i łącz) gotowa była już w 2007 roku. Niestety, Storyspace nie było przyjazne dla polskich znaków diakrytycznych. Projekt stanął w miejscu.
W 2010 roku zabraliśmy się za Popołudnie raz jeszcze. Tym razem szukając szczęścia poza Storyspace i myśląc o wersji na przeglądarkę internetową. Jakub Jagiełło, nasz główny programista, wskazał na xsl w połączeniu z JavaScriptem. I tak też się stało. Polska wersja powieści Michaela Joyce'a jest pierwszym tłumaczeniem tego utworu, który odchodzi od zamkniętego i przestarzałego formatu Storyspace w stronę formatów otwartych. Czytelnik będzie miał dostęp do wszystkich plików, zarówno do kodu, jak i materiału literackiego, może je więc, jeśli zachodzi taka potrzeba, poprawiać. Funkcjonalność oryginału, a nawet wygląd ekranów tekstu, zostały zachowane.
1 Z owocu tego powstało później całe drzewo, które w latach 90. obrodziło powieściami hipertekstowymi innych autorów, a także kolejnym hipertekstem Joyce'a, powieścią Twilight, A Symphony.
• • •
Zobacz także:
• • •
Mariusz Pisarski (ur. 1973) – krytyk, tłumacz, dziennikarz. Pracował w “Czasie Kultury” i radiu ESKA. Twórca pisma Techsty, o literaturze i nowych mediach. Publikował m.in w "Dekadzie literackiej", "Kulturze", "art.papierze", "Kulturze Popularnej", "Czasie Kultury", "Machinie", w "Slavia Occidentalis", "Homo Communicativus", anglojęzycznym "Cybertext Yearbook" oraz w książkach o e-literaturze, jak "Liternet", "Liternet.pl", "e-Polonistyka", "Tekst (w) sieci". Promotor i producent literatury hipertekstowej. Mieszka w Londynie.