Mariusz Pisarski - W pozycji lotosu: liberatura po prostu
Czy boicie się liberatury? Ja się boję, najczęściej. Tego, że nie zacznę od właściwej strony, że nie tak jak trzeba odsłaniać będę pociętą w każdy możliwy, oprócz normalnego sposobu, książkę i że nie przyłączę się do toczonej tam, wyrafinowanej gry. Odpadając z gry, pozostaję poza kręgiem zrozumienia i wtajemniczenia.
Staję się outsiderem, ze skrywaną zazdrością spoglądającym na tych recenzentów, którzy piszą jak bardzo wynagradzające jest czytanie liberatury, gdzie każdy wysiłek włożony w zrozumienie wielotorowego dzieła, owocuje niespodziewaną nagrodą.
Dwadzieścia jeden liter Zenona Fajfera, powstający od kilku lat, a wydany w tym roku czteroczęściowy „traktat kartkologiczny” jest prawdopodobnie najbardziej przystępnym utworem liberackim, z jakim czytelnik miał do tej pory do czynienia, jeśli więc ktokolwiek boi się liberatury, zapewniam: fear no more! Złożony z czterech części, z której ostatnia stanowi intrygujący „cyfrowy ogon” całości, do oglądania na ekranie komputera, Dwadzieścia jeden liter rozpoczyna się od papierowej adaptacji znanego z animowanej wersji na komputer utworu Ars poetica. Jest to nieliniowy wiersz optyczny, będący specjalną, adjustacyjną adaptacją utworu Finna Fordhama SPOD. Zastygłe na kartce papieru wyrazy, które wcześniej aż kipiały od ruchu i zmiennych znaczeń, tym razem wprawiają w ruch nasze oko, które w swoim własnym tempie przeskakiwać może między trybami lektury: od linearnego, do kolumnowego, aż po tryb wsteczny, gdyż „Ars Poeticę” da się czytać nawet od końca. Słowa wiersza nie zastępują tu siebie i nie rozbijają na pojedyncze litery, wizualny szum cichnie, ruch zastyga. Już tym jednostronicowym entrèe Fajfer daje sygnał, że tym razem będzie łatwiej. Nie przeszkadza mu to jednak, by na następnej stronie zaprosić nas do Paradoksów Zenona: krótkich, żartobliwych rozważań nad nielogicznością logiki i niemożnością języka, zakończonych puentą:
Jeśli więc Zenon miał rację, to – racji nie miał
Ale napisać o tym także nie sposób.
Ani przeczytać.
Ani powiedzieć.
W równie lekkim tonie utrzymana jest Niedorzeczność, wiersz-rzeka, będący językowym i graficznym zapisem przechadzki ojca z synem, utrzymanym w konwencji platońskiego dialogu. Niedorzeczność – niczym części Arwa Stanisława Czycza – próbuje oddać symultaniczność słów, myśli i zdarzeń. Fajfer idzie o krok dalej, wachlarz jednoczesności zjawisk w trakcie krótkiego spaceru nad rzeką poszerzony jest o dodatkowe efekty: wykrzykniki i znaki zapytania, pojawiające się w trakcie dialogu, wypadają poza stronę, na której zapisany jest tekst główny (verso) i pojawiają się na stronie obok (recto), poprzechylane, powiększone, powykrzywiane, niczym odpryski wody z rzeki, do której młodszy z rozmówców – jak można się domyślać – wrzuca kamienie lub patyki, a w pewnym momencie nawet się w niej zamacza. „A nie mówiłem, że wpadniesz” – mówi ojciec, ale słowa te odnoszą się także do wpadki w toczonej dyskusji. Ulubione fajferowskie wieloznaczności, kiedy to wypowiedź odnosi się za jednym razem do świata przedstawionego, do nośnika zapisu i do sytuacji lekturowej, także i tutaj przybierają bardziej przyjazną formę, zrozumiałą nawet dla dziecka.
Jeśli pierwsza część traktatu Dwadzieścia jeden liter zbliża liberaturę do czytelnika, to część druga zbliża ją (i czytelnika) do ciała. Otwiera ją erotyk Ars lectoria, w którym elementy przestrzennego rozmieszczenia tekstu, śmiało wykorzystując freudowski potencjał skojarzeń, wymownie dopowiadają zarysowaną sytuację :
czyta mój wiersz
odkłada kartkę
rozmawiamy
– Herbaty
– Chętnie.
Zamyślona siada
na moim wierszu
rozmowa schodzi na inne tematy
To tylko wstęp. Dwie następne strony, w sposób genialny i dziecinnie prosty (nie zdradzę jaki), imitują pośladki. Co więcej, czytelnika zaprasza się, by je „kształtował”, zbliżając lub oddalając od siebie dwie kartki. Poemat wieńczy zbudowana z trzech zwrotów, sięgającą krawędzi książki, konstrukcja falliczna (która może być równie dobrze „jedynie” konstrukcją w głowie krytyka).
Chwilą oddechu, a także przygotowaniem do kolejnej odsłony, jest „siedemnaście liter”, gdzie erotyka ustępuje miejsca metafizyce. Pytaniom o wosk w uchu Boga towarzyszy gra z sekwencyjnością i wariantywnością, kiedy to zagięte kartki, po rozłożeniu, odsłonięte niczym skrzydła ołtarza, pokazują zmienione wersje tej samej wypowiedzi. Za jednym razem czytamy: „a jeśli tak jest? Jeśli rzeczywiście to wszystko zostało już napisane?”, za innym: „ a jeśli tak jest? Jeśli rzeczywiście to wszystko zostało literą lub liczbą w księdze Boga”.
Wprowadzone już w „siedemnastu literach” zestawienie z sobą tekstu drukowanego czarną i bladą czcionką, w części kolejnej, w „Lotosie”, przesuwa się do centrum. Sam „Lotos” wydaje się być głównym punktem ciężkości utworu. Tutaj też wyraźnie zaznacza swoją obecność Marcin Hernas, adiustator, łamacz i typografik, działający za kulisami poligraficznie karkołomnych przedsięwzięć z serii „Libertura”. Tekst „Lotosu” pojawia się na zszytych z sobą podwójnych kartkach. Pierwsza strona zszywki zadrukowana jest od zewnątrz (tradycyjnie) i od wewnątrz, niczym znak wodny. Druga kartka zszywki służy za tło, dzięki któremu nadruk wewnętrzny jeszcze bardziej widoczny jest na powierzchni głównej, na której – w efekcie tego zabiegu – zderza się z sobą tekst czarny i szary, wyraźny i mniej wyraźny, nadruk i znak wodny. Te dwie strategie można uznać odpowiednio na za zapis głosu w rejestrze normalnym i zapis szeptu. Dzięki temu kolejny erotyk Fajfera przybiera jeszcze bardziej sugestywną formę, gdzie metaforyka dzikich godów przekłada się z efemerycznością wysokiej frazy i kończy słowami: to na myśl o tym wszystkim / nasze myśli plączą się i nie nadają do druku. Ostatnie zdanie wypowiedziane jest poligraficznym szeptem i raz jeszcze daleko tutaj liberaturze od skomplikowania: przewracane przez czytelnika kartki same w sobie stanowią instrukcję obsługi, tłumaczą swoją formę treścią, a treść formą. Wystarczy spojrzeć wolnym od oczekiwań okiem, by treść zaczęła prowadzić dialog z formą i prowadzić go niczym dialog dwojga kochanków lub, jak podpowiada Mickiewicz, dwóch stawów: Ten fortissimo zabrzmiał, tamten nuci z cicha, ten zdaje się wyrzekać, tamten tylko wzdycha. Tak do siebie gadały dwa stawy przez pola, jak grające na przemian dwie harfy Eola.
Ostatnią częścią Dwudziestu jeden liter jest „Primum Mobile”, dołączony na CD-ROM-ie poemat cyfrowy. Zenon Fajfer, jeśli dobrze kalkuluję, dopieszczał go co najmniej dwa lata, napisy końcowe mówią nawet o latach pięciu. Niestety, o tyleż za dużo.
Cyfrowy ogon Dwudziestu jeden liter wyraźnie odstaje od całości, która w tak naturalny i pełen wdzięku sposób wykorzystuje nowe techniki papierowego medium. „Primum mobile”, dla kontrastu, sięga po dawno ograne i mocno skonwencjonalizowane zabiegi animacji tekstu a w konsekwencji – jako dzieło cyfrowe – zawodzi. Widoczne staje się to tym bardziej, jeśli uwzględnimy współczesne wyczyny poezji usterkowej (Podgórni) czy zwycięzców Internetowych Turniejów Jednego Wiersza, wyłanianych spośród coraz gęstszej konkurencji (Zając, Janota, Giełżyńska, Danecka / Brożek czy tym bardziej Kamińska). W szczegóły wchodzić nie warto. E-liberackie „Primum mobile” ani trochę nie psuje bowiem ogólnego obrazu, jaki przedstawia sobą Dwadzieścia jeden liter. Jako papierowa całość jest to liberatura przystępna i nie pozbawiona głębi, naturalna i jednocześnie autoironiczna, bliska rozgrzanemu ciału, chwytająca za piętę pana Boga i niemalże... familijna. I za to uchylamy kapelusza.
• • •
Więcej o książce dwadzieścia jeden liter / ten letters Zenona Fajfera w katalogu wydawniczym Korporacji Ha!art
• • •
Więcej o serii Liberatura
• • •
Mariusz Pisarski - (urodzony w 1973 r.) krytyk, tłumacz, dziennikarz. Pracował w “Czasie Kultury” i radiu ESKA. Twórca pisma Techsty, o literaturze i nowych mediach. Publikował m.in w "Dekadzie literackiej", "Kulturze", "art.papierze", "Kulturze Popularnej", "Czasie Kultury", "Machinie", w "Slavia Occidentalis", "Homo Communicativus", anglojęzycznym "Cybertext Yearbook" oraz w książkach o e-literaturze, jak "Liternet", "Liternet.pl", "e-Polonistyka", "Tekst (w) sieci". Promotor i producent literatury hipertekstowej. Mieszka w Londynie.