"Coraz więcej rodziców na Facebooku" - z Pozytywistyczną wibracją rozmawia Piotr Marecki

W Polsce sztuka Internetu to pojęcie istniejące jeszcze wciąż poza marginesem oficjalnego obiegu kultury. Jednak nowe, internetowe formy artystycznego wyrazu coraz bardziej zaznaczają swoją obecność, czego dowodem jest popularność rozmaitych fanpejdży, o treści nie do końca zidentyfikowanej, jednakże bardzo chwytliwej, modnej i błyskawicznie się rozprzestrzeniającej. Jednym z takich internetowych artystów jest Jan Jęcz – twórca strony Pozytywistyczna wibracja, który udzielił wywiadu grzebiącemu wciąż w zakamarkach Facebooka Piotrowi Mareckiemu.

 

Piotr Marecki: Zacznijmy od anonimowości. Czy wywiadu udzielasz anonimowo, czy też pod swoim nazwiskiem?

Jan Jęcz: Mogę udzielić wywiadu pod swoim nazwiskiem. Nie mam z tym żadnego problemu, a kto wie, może nawet wyjdzie mi to na dobre. Nikomu za skórę nie zalazłem na tym fanpejdżu, z nikim nie mam żadnych procesów, więc chyba mogę zaryzykować.

PM: Jaki jest zatem Twój background? Co studiujesz, jakie inne formy aktywności w sieci uprawiasz? Z jakiej części Internetu pochodzisz?

JJ: Jeśli chodzi o inne formy aktywności w sieci, to współprowadzę fanpejdż Sztuka Rymotwórcza, łączący polski hip-hop z rodzimym malarstwem. Z mniej ciekawych spraw, studiuję socjologię i prawo na drugim roku na studiach międzywydziałowych w Poznaniu. W liceum trochę się szykowałem do pójścia na polonistykę, uczestniczyłem w olimpiadzie polonistycznej. Stąd też wzięło się moje zainteresowanie pozytywizmem. Natomiast jeśli chodzi o background, to przez dłuższy czas związany byłem ze środowiskiem fantastycznym, fandomem. I może tam trzeba szukać korzeni mojego podejścia do kultury jako materii, którą można i trzeba przerabiać. Przez pewien czas byłem zaangażowany w tworzenie gry fabularnej Wolsung, która miesza wiele obszarów kultury: reinterpretuje historię Polski i świata w kontekście estetyki steampunku, pulpu czy też gotyckiego horroru. Tworzenie materiałów do Wolsunga bardzo mocno rozwijało moją wyobraźnię o literaturze/kulturze jako wielkiej piaskownicy. Nigdy nie miałem do niej nabożnego stosunku, nie udało się go we mnie wyrobić ani konkursom, ani szkole, ani nawet tej nieszczęsnej olimpiadzie. Parafrazując klasyka, literatura to była dla mnie trochę zabawka, i wiedziałem, że jak zechcę, to zremiksuję sobie nawet Tango. Pewnie przez to, na jakiejś nudnej lekcji polskiego, wpadł mi pomysł na Pozytywistyczną wibrację: mówienie o pozytywizmie językiem prostym, niektórzy pewnie powiedzieliby, że prymitywnym czy nawet wulgarnym; językiem, hip-hopu, internetu, memów. Chciałem trochę odczarować ten mit najnudniejszej epoki literackiej.

 
Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 19 marca 2016

 

PM: „Najnudniejsza epoka literacka”, a ty jeszcze mówisz, że nie robisz z tego doktoratu, nie zajmujesz się tym profesjonalnie, a jednak poświęciłeś kawał czasu na tę aktywność – zastanawiam się, czy za tym nie stoi jakaś pasja, chęć skojarzenia się z kulturą geekowską; czy ten fanpejdż jest skierowany do geeków?

JJ: Na pewno we mnie ten geek cały czas siedzi. Choć nie czuję już takiego związku z fandomem, dobrze rozumiem ludzi pasjonujących się rzeczami bardzo niszowymi i dziwnymi. Dlatego też łatwo mi do nich trafiać. Ten fanpejdż jest dodatkowo trochę niszą w niszy, bo przez to, że zajmuję się różnymi, niezrozumiałymi często memami, inside joke'i są nagminne, no i jeszcze dodatkowo odnoszą się do pozytywizmu – to wymaga już sporego samozaparcia, żeby się w wgłębić. Ale ja przez to, że sam przez długi czas w tym fandomie dosyć mocno tkwiłem, wiem, że są ludzie potrafiący się takim rzeczom poświęcać. Fandomy w ogóle zasiedliły mocno internet. Wystarczy spojrzeć na Tumblra lub na tych, którzy skupiają się wokół różnych stron na Facebooku. Naprawdę nie było dla mnie niczym dziwnym tworzenie niszowych rzeczy, geekowanie. Nie ma w tym żadnego pożytecznego gestu, to nie służy rozwojowi naukowemu czy czemukolwiek, to jest geekowanie na temat memów, na temat pozytywizmu – dla mnie to jednak naturalne, z tej kultury się wywodzę.

PM: Co było punktem zapalnym, kiedy postanowiłeś zrealizować swój pomysł i zdecydowałeś, że rozwiniesz go na Facebooku?

JJ: Idea powstała dużo wcześniej niż strona – pojawiła się, jak już mówiłem, w liceum. W ostatniej klasie zacząłem interesować się kulturą remiksu, tak trochę nabożnie oglądałem wtedy wykłady Lawrence’a Lessiga czy serię Everything is a Remix. To wszystko było dla mnie naturalną aktywnością, remiksowanie zacząłem postrzegać w kategoriach praktyki kulturowej, rzeczywiście czułem się tym dzieckiem sieci z manifestu Czerskiego. To, co robię, wpisuje się w szerszy ruch. Chciałem uprawiać to trochę bardziej świadomie i tak założyłem fanpage, który z początku był eksperymentem zmierzającym ku testowaniu wytrzymałości zbioru znaków przez dodawanie kolejnych symboli; ku temu, jak daleko można się posunąć w mieszaniu skrajnie niepasujących do siebie elementów. Badałem, jak bardzo mogę naginać kulturę pozytywizmu i się nią bawić. Myślałem też o tym, jak szybko się znudzę i stracę pomysły, bo zakładałem na początku, że inicjatywa szybko umrze. Opierałem się wtedy na jakichś żartach słownych, oczywistych symbolach (Maria Konopnicka, bo konopie itd.), oklepanych i prostych, ale w zamierzeniu prowokujących. Szybko jednak przerzuciłem się na inne motywy, które zaczynałem przerabiać na swoją modłę, np. subkulturę vaporwave’u itd. Wtedy to ruszyło mocniej.

PM: Fajnie byłoby, gdybyśmy teraz zestawili te zapożyczenia, miksowanie pozytywizmu, z tym, co się dzieje w internecie. Wspomniałeś dzieci sieci,rzeczywiście fanpage sam w sobie jest stworzony dla społeczności dzieci sieci i na nią zorientowany. Ci, którzy mogą się tak określić, potrafią czytać kody, które tam występują. Na początku jest to powracająca fala, czyli wave, nawiązanie do wiadomo czego.

 

P o w r a c a j ą c y Waveウーソズ1864 #3s a d b o y s 1878

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 13 marca 2015
 

P o w r a c a j ą c y Waveウーソズ1864 #1

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 11 marca 2015

 

JJ: To był taki pierwszy przełom w historii tego fanpejdża, bo równocześnie popularny stawał się ZUSwave i w ogóle wszystkie inicjatywy ludzi na nim skupionych: cichy nabiau itd., czyli meta-podejście do memów, gdzie memy nie mają koniecznie przekazywać treści, tylko są samoświadomą zabawą różnymi kodami internetowymi. I ja właśnie wskoczyłem na tę, nomen omen, falę vaporwave’u, stworzyłem „powracający wave”, który przez kilkanaście wpisów dominował stylistycznie. Fanpejdż nie ograniczał się jednak w tamtym czasie tylko do tego. Pamiętam, że przerobiłem wtedy choćby popularny czteropanelowy komiks nawiązujący do Pięćdziesięciu twarzy Greya, w taki sposób,że podobierałem kadry z filmu Faraon. Od samego początku nie chciałem się ograniczać do jakiejś jednej stylistyki internetowej. Po prostu kiedy dany mem był popularny i widziałem możliwość wrzucenia go w kontekst pozytywizmu, to tak robiłem. Czasem były to jakieś dłuższe serie. Był taki popularny fanpage Nowe przygody Bolka i Lolka, gdzie wrzucano screenshoty z kreskówki z podpisami, które zmieniały sens całej tej bajki. Sama idea swoją drogą przywędrowała ze Stanów, gdzie przerabiano bajki o Bercie i Erniem z Ulicy Sezamkowej. A u mnie byli Staś i Nel. Ale i tutaj się nie zatrzymałem, to raptem kilka wpisów.

 

50 MASEK RAMZESA XIII

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 14 marca 2015

 

PM: Bardzo często pada słowo „świadomość”, także jako świadomość pewnych odmian aktywności kulturowych w sieci. Nie chodzi tylko, zdaje się, o znajomość pozytywizmu, który jest jako tako czytelnym kodem. Bardzo często odwołujesz się do kultury popularnej głównie ze Stanów Zjednoczonych. Wspomniałeś o bardzo specyficznym rodzaju memów, dank memes. Czy mógłbyś wytłumaczyć, w jaki sposób z nich korzystasz?

JJ: Dank memes są dosyć problematycznym określeniem, nawet w Stanach. „Vice” opublikował ostatnio artykuł o takiej dużej grupie na Facebooku, która nazywa się Bernie Sanders' Dank Memes Stash. Tam pojawia się dość dobra próba definicji: „Dank is something that is so positive that it is undefinable. It is also likely to include weed, television, movie, and fast-casual dining option jokes”. Ponoć oryginalnie słowo dank było określeniem wysokiej jakości marihuany. Jak z większością memów, ciężko jednoznacznie określić jego pochodzenie. Dzisiaj funkcjonuje na przynajmniej dwóch poziomach. Z jednej strony jako prześmiewcze określenie odtwórczych, nieśmiesznych czy też źle używanych memów, lub też ironicznie, jako epitet na mema „wysokiej jakości” – o ile w ogóle możemy mówić o jakości memów – nasączonego znaczeniami, samoświadomego. Taka właśnie ironiczna stylistyka – z założenia niepoważna, niedookreślona i dziwna przez to, że nie musi nic przekazywać – doskonale pasowała do Pozytywistycznej wibracji, która ogólnie nie miała żadnego głębszego celu. Celem absolutnie nie była też popularyzacja epoki literackiej, chociaż może przypadkiem do tego dochodzi.

PM: Jakie znaczenie ma uprawiane przez ciebie pisanie z caps lockiem? Bo używasz go konsekwentnie i niektórzy użytkownicy fanpejdża również to przejęli.

JJ: Pisanie z caps lockiem wydaje mi się charakterystyczne dla tych użytkowników internetu, którzy nie przejmują się zupełnie netykietą i różnymi konwenansami panującymi w sieci. Jeśli ktoś to robi nagminnie, to albo nie zna zasad internetowych, albo zupełnie je ignoruje. Tym caps-lockiem zakładam trochę maskę nadpobudliwego dzieciaka, internetowego śmieszka, który lubi skupiać na sobie uwagę. Mogę się wykrzyczeć, powygłupiać, trochę „nie być sobą”, nie przejmować się interpunkcją. Ortografią z kolei chyba nie umiałbym się nie przejmować.

 

COMMUNISM - NOT EVEN ONCE

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 30 styczeń 2016

 

PM: Z tego, co mówiłeś wcześniej, wynika, że twój fanpejdż jest utkany z trendów idących ze Stanów i że jest mocno samoświadomy. Zastanawiam się, czy Facebook jest odpowiednim medium do tego, bo w Stanach i ogólnie na Zachodzie jest już mało poważaną platformą, gdzie można np. porozmawiać z mamą. Używa się innych mediów, Twittera na przykład. Facebook jest totalnym mainstreamem. Zastanawiam się, czy do takiego sposobu wyrażania się jest to odpowiednia platforma.

JJ: Wydaje mi się, że tak, bo jeśli wszedłbym w jakąkolwiek inną platformę, a chciałbym najpierw sprawdzić, komu się to spodoba zamiast od razu celować w konkretną grupę odbiorców, to w polskich warunkach byłoby to bez sensu. Gdybym prowadził ten fanpejdż na Tumblrze, co spokojnie mógłbym robić, celując w jakąś konkretną demografię, większość moich znajomych musiałbym na niego nakierowywać… Facebook – przez to, że jest taki mainstreamowy i trochę nudny, i passe – jest doskonałym polem działania różnych kontrkulturowych fanpejdży. Facebook jest trochę grząskim, ryzykownym terenem dla działań ironicznych i subwersywnych. Zasiedlają go ludzie, którzy nie wychowali się w internecie, biorący wszystko na poważnie – choćby moi rodzice, którym zdarza się nabrać na fotoszopy czy copypasty. Jest takie słynne zdanie z bajki Arthur: „Naprawdę myślisz że ktoś by to zrobił? Tak po prostu kłamał w internecie?”. Dla ludzi, którzy są w nim wychowani, to jest pytanie retoryczne. Ale dla pewnego pokolenia to jest absolutnie poważny problem. Dlatego wydaje mi się, że te działania są pożądane na Facebooku, który coraz bardziej poważnieje, coraz mocniej prze na biznes, przybywa ludzi z pokolenia naszych rodziców czy babć. A jednocześnie kwitną strony takie jak awangardowe memy z komunistycznych Chin albo Garlic Bread Memes, która dodaje do wszystkich memów chleb czosnkowy. Ma dziesiątki tysięcy fanów, nie zastanawiających się, „po co to wszystko”. To właśnie na Facebooku takie działania są po prostu śmieszne. Dochodzi przy okazji do wielu ciekawych interakcji, więc uciekanie w nisze byłoby chyba bez sensu. O wiele lepiej bawię się na Facebooku. Narzędzia publikowania mam takie same jak gdzie indziej, a do tego mam też szeroką publiczność. Gdybym poszedł w niszę, to np. Adrian Zandberg nie polubiłby mojego posta i post nie latałby potem po Twitterach członków partii Razem. Lubię te rzeczy, nie mam nic przeciwko szerszej publiczności, aczkolwiek nie jest to mój nadrzędny cel.

PM: Rozumiem, a kiedy mówisz o antynomii poważny Facebook vs niepoważny Facebook i o idących z nią w parze różnych działaniach subwersywnych, w jakim szeregu aktywności czy też, nazwijmy to, „strategii” widziałbyś swoją stronę?

JJ: Na pewno pokrewny jest mi cichy nabiau i to, co robią ludzie z Rozdzielczości Chleba. Czasami Fajne Rzeczy idą w tę stronę, bardzo lubię też Yrizonę. O, ta strona w ogóle skupiła wokół siebie wiele meta-fanpejdży. Jest np. Mateusz Suliński - Pomazaniec Wolnego Rynku i Obrońca Polskości, który znakomicie parodiuje i „baituje” prawicową część internetu. Ostatnio wrzucili zdjęcie papieża z podpisem w stylu: „Niewielu wie, że on też był żołnierzem wyklętym”. Prowokują potem ludzi do dyskusji w komentarzach, a oni się na to łapią.

PM: Użyłeś też YouTube’a, myślę tutaj między innymi o filmiku WOKULSKI 360 NO SCOPE. Mógłbyś powiedzieć, co to za estetyka? Dlaczego YouTube, jak to wygląda od strony platformy?

JJ: YouTube'a stosuję tylko i wyłącznie, jeśli dany mem funkcjonuje jedynie w wersji wideo, a ja wiem, że mogę go wykorzystać z moimi bardzo skromnymi zdolnościami. Filmik WOKULSKI 360 NO SCOPE to zabawa stylistką MLG, czyli Major Leage Gaming, która jest parodią skrótów z meczów w różne gry sieciowe, pełną okrzyków, emocji, właśnie takich jak no scope, czyli ustrzelenie kogoś bez użycia lunety celowniczej. Albo żart z widzów tej ligi, którzy prezentowani są jako nerdy jedzące chipsy doritos i popijające mountain dew. Stylistyka MLG była przez chwilę popularna w Polsce, pojawiły się np. parodie M jak miłość czy kanał Polityczne LSD.

 

 

PM: Czekaj, czy dobrze rozumiem, że chodzi o estetykę e-sportów zmieszaną z czymkolwiek, w twoim przypadku z filmem Lalka, tak?

JJ: Tak, to rodzaj ekstremum, filmy e-sportowe doprowadzone do granic. Tu tworzywem jest e-sport. Drugi film na moim kanale to z kolei krótko żyjący mem typu unexpected jihad, który polega na tym, że w pewnym momencie całkiem zwyczajnego nagrania rozlega się krzyk „Allahu Akbar” i następuje wybuch. U mnie terrorystami okazują się być studenci z Lalki, którzy wyrzucają swoje rzeczy przez okno. Ale to nie spotkało się już z takim zrozumieniem, jak przeróbka z Wokulskim. Czasami, kiedy za głęboko ukrywam różne nawiązania i cytaty, to po prostu zgodnie z zasadą „pozdro dla kumatych”. Jeśli ktoś zrozumie, to fajnie, jeśli nie, to lecimy dalej, za parę dni pojawi się post na inny temat i może tym razem więcej osób rozbawi.

PM: No właśnie, jakie jest twoje odczucie co do ilości lajków, które zbierają memy bądź też inne posty, które zamieszczasz. Orzeszkowa, która ma twarz z Orzeszków, cieszy się sporym powodzeniem, ale Tomasz Teodor Jeż… no, zupełnie nie został zrozumiany.

JJ: Popularność zależy chyba od dwóch czynników: materiały społeczne, polityczne i na czasie są lajkowane, o wiele częściej użytkownicy łapią też te dotyczące popularnych lektur z pozytywizmu, głównie z Lalki. Orzeszkowa jest znana z nazwiska, więc żart się przyjął, a np. Tomasz Teodor nie jest znany z niczego, więc zupełnie nie trafiło. Im bardziej coś jest popularne albo na poziomie edukacji szkolnej, moje przeróbki bardziej chwytają.

Lubiane jest to, co dotyczy bieżących spraw, bądź to, co dotyczy popularnych postaci – fikcyjnych lub historycznych. Chociaż np. żarty z Nad Niemnem nie są już tak popularne, jak żarty z samej Orzeszkowej.

 

A MOŻE BY TAKELIZA ORZESZKOWA?

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 10 wrzesień 2015

 

PM: Kim jest twój odbiorca? Częściowo już wiemy, że to geek, czyli osoba, która niekoniecznie jest rozeznana w pozytywizmie, ale nie odrywa się od komputera, a jej osadzenie w subkulturach bierze się z tego, że czerpie wiedzę z mediów cyfrowych.

JJ: No tak, kiedy patrzę, jak to wygląda w statystykach fanpejdża, demograficznie się zgadza: większość fanów stanowią licealiści i studenci, więc właśnie pokolenie dzieci sieci, autochtoni internetowi, którzy dużo czasu spędzają na poszukiwaniach, i jeśli zauważą, że łapiemy wspólnie coś popularnego, dają się przyciągnąć. Mówimy w obrębie naszej społeczności wspólnym językiem, dosyć niszowym, ale bawią nas te same żarty, znamy te same memy. Wydaje mi się, że jakbym totalnie szedł za tym, co najpopularniejsze; jakbym używał klasycznych memów, obrazków czy wątków, może nie spotkałoby się to z większym odzewem. Może miałbym więcej fanów, ale nie tak dużo interakcji. Bo fanów może nie mam wielu, ale za to oddanych, którzy regularnie wykręcają wysokie zasięgi, na poziomie dużo większych fanpejdży; generują dużo polubień, udostępniają materiał swoim znajomym, co jest miłe.

PM: Z drugiej strony, jak na tendencje rozwoju sieci, czyli popularność tego, co niszowe i nie mające zbyt dużego zasięgu, fanów masz całkiem sporo.

Czy memy, które postujesz, widziałbyś w kategorii fanfiku opartego na literaturze pozytywizmu, czy niekoniecznie?

JJ: Nie wiem, czy w ogóle lubię termin „fanfik” – jest dosyć mocno nacechowane. Można powiedzieć, że czasem wychodzą z tego troszkę fanfiki, ale wolę nazywać to remiksami, reinterpretacjami różnych scen, postaci czy utworów. Albo po prostu dank memami.

PM: Jasne. Trochę słabo w Polsce z podobnymi stronami, na pewno nie ma za bardzo epok literackich przepracowanych w ten sposób, ale skoro tyle wiesz o amerykańskiej sieci, powiedz, czy spotkałeś się gdzieś z podobnymi stronami? Jeśli tak, co z nich zaczerpnąłeś i w jaki sposób do nich nawiązujesz?

JJ: Mam sporo tego typu stron albo w polubionych, albo obserwuję je w innych społecznościach. Jeśli czegoś jest dużo na mojej tablicy, jeżeli jakiś mem jest akurat popularny albo wraca do łask i krąży po innych fanpejdżach, np. wspomnianych Fajnych Rzeczach czy Yrizonie, to wtedy biorę go na warsztat. Czuję wtedy wyzwanie, za które sam próbuję się zabrać. Użyję pewnego szablonu, tematu, zdjęcia. Dla mnie to ćwiczenie. Ostatnio np. zrobiłem obrazek dotyczący Leo DiCaprio, bo tak sobie pomyślałem, że cały internet huczy – i czy da się to jakoś przerobić na moją modłę. Gdy widzę, że coś jest popularne, modne i mocno dyskutowane, moja pierwsza reakcja jest taka: „Jak to zrobić po swojemu?”. Gdybym miał trochę więcej czasu i chęci, mógłbym robić fanpejdże w innych stylistykach.

 

POLSKA KINEMATOGRAFIA DOCZEKAŁA SIĘ WRESZCIE PORZĄDNEGO FILMU O POWSTAŃCACH STYCZNIOWYCH! LEO DICAPRIO W ROLI UKRYWAJĄCEGO SIĘ W PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ MŁODEGO BOLESŁAWA PRUSA - DOSKONAŁY!

Opublikowany przez Pozytywistyczna wibracja na 29 luty 2016

 

PM: Prowadzenie fanpejdża traktujesz jako formę pisarstwa?

JJ: Na pewno jako wentyl dla wyobraźni i potrzeby tworzenia. Kiedyś zazdrościłem, gdy czytałem na Complexie czy innych amerykańskich stronach popkulturowych artykuły w całości poświęcone autorom różnych stron, gdzie przedstawiani byli jako artyści internetowi, twórcy net-artu. A u nas to są zawsze „śmieszne obrazki”, w związku z czym ląduję w jednym worku z Katolickimi memami i mamami szerującymi memy z Minionkami. Albo co gorsza jako „autor: Internet” na gazeta.pl w artykule z cyklu [ZOBACZ MEMY]. Gdyby to chociaż było [ZOBACZ DANK MEMY]... Nie twierdzę, że jestem internetowym artystą. Wierzę w istnienie sztuki internetu, ale o net-art ociera się najwyżej kilkanaście grafik ze strony. To trochę jak z nazywaniem raperów „ulicznymi poetami” – niby można, ale po co? Takie określenia sugerują wstyd z nurtu, w jakim się tworzy. Nie wstydzę się tworzenia memów, nie potrzebuję sobie pompować ego skojarzeniami ze sztuką. Ale jednocześnie wiem, że Pozytywistyczna wibracja czy Sztuka Rymotwórcza to coś więcej niż zbiór śmiesznych obrazków.

 

Spisał, zredagował i wstępem opatrzył: Konrad Janczura

• • •

Podręcznik-klucz do uniwersum literatury polskiej po 1989 roku!

Literatura polska po 1989 roku w świetle teorii Pierre'a Bourdieu

ZOBACZ KSIĄŻKĘ

Podręcznik Literatura polska po 1989 roku w świetle teorii Pierre'a Bourdieu to książka pionierska i przełomowa. Pionierska, ponieważ jej autorzy jako pierwsi w polskim piśmiennictwie przeprowadzili analizę polskiego życia literackiego ostatnich dwudziestu pięciu lat przy użyciu metodologii Pierre’a Bourdieu. Przełomowa, ponieważ po tej publikacji badania nad polską literaturą nie będą mogły być takie same.

Prof. Przemysław Czapliński (fragment recenzji)

• • •

Czytaj także:

Projekt Petronela Sztela      Realizacja realis

Nasz serwis używa plików cookies do prawidłowego działania strony. Korzystanie z serwisu bez zmiany ustawień dla plików cookies oznacza, że będą one zapisywane w pamięci urządzenia. Ustawienia te można zmieniać w przeglądarce internetowej. Więcej informacji udostępniamy w naszej polityce prywatności.

Zgadzam się na użycie plików cookies.

EU Cookie Directive Module Information