Sławek Shuty - Blok, re-edycja 2019

III

"O kurde żecież! Można by tam zrobić naprawdę niezłe zdjęcia, na miarę nagrody roku" - myślał patrząc na relację w dzienniku z wojny na Bałkanach - poczułbym wreszcie jakieś pieniądze.

Janek, w właściwie pan Jan, jest chałupniczym producentem nadmuchiwanych papieży, jak żartobliwie nazywa balony z wizerunkiem Papy. Schodzą bardzo dobrze i prosto je zrobić. Popyt stały, cenna zmienna. Na wypadek pielgrzymki wypuszcza się droższe serie okolicznościowe. Ale to i tak nie to co by chciał. Marzą mu się prawa autorskie na pismo święte. To by był interes! Po za tym mógłby to wszystko tak ustawić, że to nie Jezus ale na przykład jego szwagier byłby długo oczekiwanym mesjaszem. A wtedy to dopiero by było. Żyła złota! Gril, karuzela i ruchanie! Tymczasem musi chodzić do wypożyczalni po pornosy i zawsze gdy je wypożycza, mówi konfidencjalnie i od niechcenia: "to dla kolegów". Jest pewien że to dobra wymówka. I nie traci, co najważniejsze, twarzy na osiedlowej wypożyczalni. Dajcie spokój, na takim małym osiedlu, to każdy każdego zna. Nic się ukryć nie da. Dlatego zawsze trzeba trzymać fason. I grzecznie ze wszystkimi. A dzieci tych tam, z którego to piętra?, nie ważne, i one się mu nie kłaniają! Ledwo to od ziemi odrosło, a już wyżej sra niż dupę ma. A dupy to one mają łochocho jak pomarańczki, trzymajcie mnie! Trzymajcie pana Janka!

To była wolna sobota, wszystko toczyło się jak po grudzie. Pan Janek wczesnym rankiem odniósł chyłkiem ślimaki do punktu skupu. Nie przyjęli. Nie każdego ślimaka skupują. Po za tym nie o takie ślimaki chodziło. W ogóle nie o to chodziło. To chyba ze zmęczenia. Wrócił wolno do domu.

"Łał! - ale fajne miejsce do gwałtów!" Pomyślał przechodząc przez wąski tunel pod wiaduktem kolejowym - "to by dopiero była historia. A tutaj spokojnie można by ukryć zwłoki, miesiącami nikt by nie wiedział" - pomyślał, przechodząc obok nie używanego już i na wpół zasypanego kanału ściekowego na odludziu - akurat tyle czasu, żeby się ślady zatarły.

Czy zdajecie sobie sprawę jak trudno obciąć sobie ucho? A jakiś malarz to zrobił.

To przez tą wolność. W takie wolne dni wszystko się wykoślawia i w takie właśnie dni pan Janek kręci się po mieście w poszukiwaniu wypadków żeby popatrzeć. Czasami na coś się natrafia, na jakąś kłótnię w sklepie na przykład, która przy odrobinie dobrej woli może się przerodzić w bójkę, czasami na coś naprawdę niezłego, jak ostatnio zderzenie tramwaju z tirem. Czasami nic się nie dzieje i wówczas pan Janek jest wściekły. Wraca wtedy do domu i boruje wiertarką ściany na złość światu. Ale dzisiaj w wolną sobotę i tak to nie wystarczyło, wsiadł zatem do szybkiego tramwaju (na przekór wszystkiemu) i pojechał nim do zajezdni. Tutaj na żądanie motorniczego odmówił opuszczenia pojazdu. Gdy jakoś go stamtąd wyłuskali, wsiadł no innego i po pewnym czasie kątem oka zauważył patrzącego się kolesia. Koleś trzymał w ręce królika miniaturkę i bezustannie się w niego wpatrywał.

Takie pan Janek miał przynajmniej wrażenie. Zastanawiał się czy gość wpatruje się w niego dostatecznie długo, żeby mu przypieprzyć i ubliżyć mu, czy też nie i jeżeli nie, to jak długo jest to długo, i czy uderzenie powinno być poprzedzone upomnieniem słownym w stylu: co się patrzysz znajduchu. Tymczasem wydawało mu się, że królik mniaturka raz za razem puszczał do niego oko. To było wysoce nieprzyzwoite. Na najbliższym przystanku wyszarpał pacjentowi królika i wyskoczył przed zamknięciem drzwi. Biegł aż poczuł, że jest bezpieczny. Okazało się, że królik to nie królik a gumowa imitacja ręki. Tego było już za wiele, wrócił podminowany do mieszkania i zalał sąsiadowi z dołu łazienkę, aż ten przyszedł żaląc się, że mu woda po suficie cieknie.

Pan Janek uderzył go gumową ręką na odlew.